Ostatnio lubię sięgać po książki, które niekoniecznie czytałabym jakiś rok wstecz. Moje upodobania ciągle się zmieniają i chętnie pochłaniam coś, co zapowiada się ciekawie. Tak też było w przypadku powieści Micka Finlay, Detektyw Arrowood. Zapowiedź na stronie wydawnictwa Harper Collins Polska przekonała mnie do nowej lektury. I chociaż nie przepadam za kryminałami, ten czytało mi się naprawdę dobrze.
Jest rok 1895, Londyn. Na ulicy Baker Street, na dobre rozgościł się Sherlock Holmes. To on wraz ze swym wiernym pomocnikiem, doktorem Watsonem, tropi przestępców. Chyba jest w tym dobry, bo nie może odgonić się od klientów. Inne zdanie na temat Holmesa, ma tytułowy detektyw Arrowood. William Arrowood też zajmuje się takimi sprawami, ale od Sherlocka coś go jednak odróżnia. Na znanego detektywa stać tylko najbogatszych, a na usługi Williama mogą sobie pozwolić nawet ci biedniejsi.
Nasz bohater kiedyś wykonywał zupełnie inną pracę, ale w momencie, gdy został zwolniony, zajął się na dobre działalnością detektywistyczną. Arrowood też ma pomocnika, niejakiego Normana Barnett'a. Cóż, jeśli to Sherlock Holmes ma masę zleceń, a William i Norman tylko zazdroszczą konkurentowi takiej popularności. Jednak i dla nich pojawia się ciekawa sprawa do rozwiązania. Pewnego dnia, biuro Arrowood'a odwiedza Caroline Cousture. Kobieta poszukuje swojego brata Thierry'ego, który przepadł jak kamień w wodę. Detektyw Arrowood rusza na pomoc, a jednocześnie odkrywa mnóstwo innych tajemnic.
Wielbiciele Sherlocka Holmesa mogą czuć się dziwnie po lekturze książki Detektyw Arrowood. Dlaczego? Bo tytułowy bohater powieści Micka Finlay, naśmiewa się ze znanego kolegi i chyba zawsze przedstawia go w złym świetle. Czyż detektywów nie może być dwóch? Według Williama, nie! Czasami ta postawa głównej postaci mnie denerwowała, bo i Arrowood nie zawsze umiał odnaleźć się w pewnych sytuacjach. Natomiast zadziwiająco dobrze radził sobie Norman Barnett, który w lot rozwiązywał poszczególne zagadki i był bardziej inteligentniejszy od swojego szefa. Myślę, że i Watson mógłby się od naszego Normana wiele nauczyć.
Narratorem powieści jest Norman Barnett. To z jego perspektywy poznajemy wszystkie wydarzenia. Jak ocenia swojego szefa? Bardzo wiarygodnie! Nie idealizuje detektywa Arrowood'a, a przedstawia nam go takiego, jakim jest naprawdę. Bez idealizowania, co ogromnie mnie zaskoczyło. Niemniej, bardzo się cieszę, że twórca nie poszedł na łatwiznę i pokusił się o mądre podejście do tematu. Wiecie, relacje pomiędzy szefem, a zwykłym, szarym pracownikiem są w rzeczywistości raczej jasne i przejrzyste ;) Tutaj Barnett wygrywa, aczkolwiek nie wywyższa się i dzielnie towarzyszy swojemu szefowi we wszystkich przygodach. A tych mamy jednak sporo.
Liczyłam na bardziej porywającą historię z wartką, niesłabnącą nawet na minutę akcją. Jednak bohaterowie są tak skonstruowani, że o ich przygodach chce się czytać i czytać. Miejscami cała powieść bywa przewidywalna, ale co tam! Autor wspaniale oddał klimat XIX wiecznego Londynu. Takie retro kryminały są naprawdę przyjemne w odbiorze - przynajmniej dla mnie. Mroczne uliczki, czarne charaktery i dwóch detektywów, którzy mają pełne ręce roboty. Nowe zadania, nowe twarze, nowe wyzwania i niestety kolejne problemy.
Jeśli lubicie książki, gdzie aż roi się od zagadek i tajemnic, to serdecznie polecam wam powieść Detektyw Arrowood. To pierwszy tom cyklu, więc z największą przyjemnością sięgnę po kolejne części. Mam tylko nadzieję, że Mick Finlay utrzyma wysoki poziom. No i że będzie jeszcze więcej Normana Barnett'a, który chyba stał się tutaj moją ulubioną postacią.
Tytuł: Detektyw Arrowood
Autor: Mick Finlay
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Oprawa: miękka
Liczba stron: 336
Cena okładkowa: 37.99 zł
Premiera: 02.03.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz