środa, 28 lutego 2018

Gra w kolory - Marzena Rogalska

Dziś przybiegam do was z recenzją książki, którą przeczytałam w Walentynki. Nie obchodzę tego święta w sposób szczególny. Ba! Nie obchodzę go prawie wcale, ale pomyślałam sobie, że przeczytanie jakiejś typowo babskiej książki 14 lutego, będzie idealnym pomysłem na uczczenie na swój sposób święta zakochanych. Wybrałam powieść Marzeny Rogalskiej. Przepadłam na kilka godzin! Nie sądziłam, że Gra w kolory aż tak bardzo przypadnie mi do gustu.


Życie nigdy nie rozpieszczało Agaty. Nieszczęścia spadają na głowę naszej bohaterki zbyt często. Ranią duszę, nie pozwalają o sobie zapomnieć. Najgorsza jest chyba strata bliskiej, kochanej osoby. Tak trudno się pozbierać i zaakceptować nową rzeczywistość. Na szczęście Agata zawsze może liczyć na swoich przyjaciół. To pod ich skrzydłami kobieta próbuje stanąć na nogi, uwolnić się od tego co było, ponieważ chce zacząć żyć na nowo. Niestety przeszkodą stają się wydarzenia z przeszłości. Agata stopniowo prezentuje je czytelnikowi, a my... staramy się zrozumieć główną bohaterkę. Czy Agata wreszcie będzie szczęśliwa? 

Uwielbiam panią Marzenkę, więc bardzo ucieszyłam się z możliwości poznania jej książki. Niestety nie czytałam Wyprzedaży snów. Powieść pozwoliłaby mi lepiej zrozumieć Grę w kolory, ale i tak nie narzekam, ponieważ nowość od wydawnictwa Znak, pochłaniałam z największą przyjemnością. To w Wyprzedaży snów zapoznajemy się z Agatą, a jej dalsze losy śledzimy w Grze w kolory. Muszę koniecznie zdobyć część pierwszą, bo jeśli jest tak fantastyczna jak druga... Tak, Marzena Rogalska potrafi pisać, a nie tylko mówić ;) Jest wspaniałą, otwartą na ludzi osobą, więc jej książki są też odpowiednio przygotowane dla czytelniczek w każdym wieku. Gra w kolory, to obyczajówka jakich wiele. Jednak jest tutaj coś, co przyciąga, ciekawi, wzrusza i porusza.   

Marzena Rogalska opisuje historię Agaty w sposób idealny. Książkę czyta się błyskawicznie, ponieważ nie ma tutaj zbędnych opisów, dialogi są skonstruowane jak trzeba, a główna bohaterka po prostu daje się lubić. Osobiście, Agata praktycznie już od pierwszych stron, stała się moją ulubioną osobistością literacką. Kobieta postępuje mądrze, aczkolwiek też nie jest nieomylna. Autorka w żaden sposób nie idealizuje Agaty, przedstawia ją taką, jaką jest każda z nas. My też popełniamy błędy, często wybieramy niezbyt dobrą drogę życiową. Prawda, moi kochani, prawda się tutaj przebija i dlatego Gra w kolory tak bardzo chwyta za serducho. Bo w książce nie ma miejsca na totalną sielankę, wyimaginowany, idealny i cukrowy świat. Ubóstwiam takie pozycje literackie i chętnie po nie sięgam.

Gra w kolory, to fantastyczna, wciągająca powieść o przyjaźni, miłości, dorastaniu i rodzinnych tajemnicach. To właśnie one tworzą niesamowity klimat tej powieści. Przyciągają czytelnika i nie pozwalają mu nudzić się nawet przez minutę. Będę z wielką niecierpliwością wypatrywała kolejnej książki Marzeny Rogalskiej. Aha! Muszę jeszcze koniecznie przeczytać Wyprzedaż snów - w ramach uzupełnienia :)

                                                                                

 Znalezione obrazy dla zapytania gra w kolory marzena rogalska

Tytuł: Gra w kolory
Autor: Marzena Rogalska
Wydawnictwo: Znak
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Cena okładkowa: 36.90 zł
Premiera: 14.02.2018 
 Znalezione obrazy dla zapytania znak logo

Hobbit (wersja ilustrowana) - J. R.R. Tolkien

Jestem przekonana, tak nawet na tysiąc procent, że chyba większość z was kojarzy Tolkiena. Tak, tak, tego od Śródziemia i hobbitów ;) Nawet jeśli nie darzycie sympatią tego autora, to z pewnością widzieliście chociażby pięknie zrobione filmy na podstawie jego książek. Ja jestem zakochana we Władcy Pierścieni i Hobbicie. Czytałam chyba z dziesięć razy trzytomowy cykl o przygodach Froda, a także powieść, stanowiącą pewien wstęp do trylogii Władca Pierścieni. Pozwólcie, że dziś wam ją przedstawię. Nie bez okazji, bo wydawnictwo Zysk i S-ka wydało przepięknego Hobbita.


Głównym bohaterem książki jest pewien niziołek, a dokładniej hobbit o nazwisku Bilbo Baggins. Niskiego wzrostu, przyjazny, kochający ład i porządek, mieszka sobie spokojnie w swoim przytulnym, uroczym mieszkanku i nie martwi się zupełnie niczym. Bilbo uwielbia jeść i palić fajkę. Goście odwiedzają go dosyć często, niemniej nasz bohater, nie wygląda ich z jakąś szczególną niecierpliwością. No chyba, że tym gościem jest stary czarodziej o imieniu Gandalf. Przyjaciel naszego hobbita przygotował dla niego pewien plan. Bilbo niechętnie przystaje na postawione mu warunki i wraz z krasnoludami, wyrusza w trudną, wymagającą ogromnej siły podróż. Hobbit podczas całej tej wyprawy wielokrotnie zatęskni za domem... Czasem ryzyko przynosi opłakane skutki. 

Pozwólcie, że zamieszę w tej recenzji kilka słów odnośnie wyglądu książki. Tak jak wspominałam, Hobbita czytałam kilka razy, ale wydania tej powieści są naprawdę różne. Większość nie zachwyca, a nawet odstrasza! Jednak wydawnictwo Zysk i S-ka wykonało kawał dobrej roboty. Ich Hobbit jest po prostu fenomenalny. Wygląda wspaniale na półce, dobrze się go czyta, ponieważ zawiera przepiękne ilustracje Alana Lee. Tak, to ten sam człowiek, który zainspirował twórców filmu. Hobbit od Zysk i S-ka będzie gratką dla fanów Tolkiena. Marzę o tak pięknym wydaniu Władcy Pierścieni, które wydawnictwo oczywiście ma w swej ofercie. Szacun!

Mogę się wam przyznać, że będąc dzieckiem, nie potrafiłam przeczytać Hobbita od deski do deski. Nudził mnie przeokropnie. Jednak teraz kiedy jestem już duża, mam też swoje upodobania, doceniłam powieść Tolkiena. Chyba w gimnazjum rozpoczęła się moja przygoda ze światem, który stworzył ten wybitny autor. Dziś rozkoszuje się każdym słowem Tolkiena, z zapałem i największą przyjemnością przerzucam strony Hobbita bo wiem, że kolejne kartki będą dla mnie prawdziwą ucztą. Tolkien czaruje, idealnie wprowadza czytelnika w klimat powieści. Oczywiście musicie się przygotować na szereg trudnych nazw, nazwisk. Jest ich sporo, ale one naprawdę budują całą historię. W świecie Tolkiena pełnym magii, goblinów, krasnoludów, elfów i oczywiście hobbitów, można się zatracić. 

Sam Bilbo Baggins, to bardzo wyrazista osobistość, której nie sposób nie polubić. Hobbit przekonuje do siebie czytelnika swą roztropnością. Stale obserwujemy przemianę głównego bohatera. Z niezdarnego, leniwego niziołka, Bilbo zmienia się w prawdziwego przyjaciela, który nie raz zaskoczy resztę załogi swą odwagą i mądrością. Bardzo polubiłam też Gandalfa, a właściwie jego twarde spojrzenie na wiele spraw. Ten ogrom nieszczęść, który spadł na całą grupę podróżników, potrafiłby załamać nawet wielkiego twardziela. Nie, oni nie poddali się tak szybko i dzielnie brnęli do celu. Na końcu spotkała ich nagroda, chociaż niestety nie wszystkich... Więcej wam nie zdradzę. 

 Czy Hobbita mogę wam polecić? Oczywiście! W szczególności, jeśli jesteście fanami fantastyki, a jakoś dorobek literacki Tolkiena, umknął wam niespodziewanie. Macie w planach rozpoczęcie czytania trylogii Władca Pierścieni? Koniecznie zacznijcie od Hobbita. Książka przygotowana przez wydawnictwo Zysk i S-ka, będzie idealną propozycją dla każdego z was. No, ja nie mogę się na nią napatrzeć ;) Coś pięknego. 

                                                                                    
 
Znalezione obrazy dla zapytania hobbit zysk i ska

Autor: J. R.R. Tolkien
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304
Cena okładkowa: 49.90 zł
Premiera: 12.02.2018  

 

poniedziałek, 19 lutego 2018

Unf*ck Yourself. Napraw się! – książka, która naprawdę pomaga



Zobacz spot promujący książkę:
https://youtu.be/2Ci6mhmgJ84

Dziennie przychodzi nam do głowy ponad pięćdziesiąt tysięcy myśli. Wiele z nich kierujemy do samych siebie – tak, przemawiasz do siebie godzinami, choć pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy! Ile z tych myśli cię wspiera? A ile atakuje, próbując dowieść, że do niczego się nie nadajesz; że nie dasz rady; że nie zdążysz; że zostaniesz źle oceniony? Od dawna wiadomo o zależności między słowami a samopoczuciem – między tym, co do siebie mówimy, a tym, jak się czujemy.

Dzięki książce Gary’ego Johna Bishopa przekonasz się, że wyłącznie od nas zależy, w jaki sposób będziemy myśleć i mówić o swoich problemach. Ale z „Unf*ck Yourself. Napraw się!” pójdziesz o krok dalej – w tej książce dostaniesz prawdziwe wsparcie i narzędzia, które pomogą ci odejść od negatywnego dialogu wewnętrznego i zacząć w większym stopniu realizować swój rzeczywisty potencjał. Okazuje się bowiem, że czasem wystarczy użycie właściwych słów.

Wyciśnij z tej książki, co tylko się da

Chcesz budować życie, którego pragniesz? Nie chcesz już dłużej czekać na „właściwy moment”, żeby coś zmienić? Tylko jak to zrobić? Odpowiedzi na to udzieli neuronauka. Okazuje się, że myśli mogą faktycznie zmienić fizyczną strukturę ludzkiego mózgu. To prawdziwa rewolucja w postrzeganiu umysłu człowieka. Otwórz „Unf*ck Yourself. Napraw się!” i zobacz, jak takie podejście może pomóc także tobie.

Przeprogramuj swój mózg – słowo po słowie

Daj się porwać fascynującej opowieści Gary’ego Johna Bishopa i odkryj, jak wiele możesz zmienić na lepsze. Metody Gary’ego są łatwe do zastosowania i wdrażania na co dzień. Jedną z nich jest siedem zdań, które Gary nazywa osobistymi deklaracjami. Te krótkie i proste hasła wraz z treścią, jaka za nimi stoi, to kamienie milowe twojego procesu naprawczego, podstawa przyszłego sukcesu w osiąganiu wytyczonych celów i zmianie życia na lepsze; wystarczy tylko przypominać je sobie za każdym razem, gdy znów mimowolnie nasze myśli popłyną w stronę destruktywnego dialogu wewnętrznego.

Gary John Bishop potrafi świetnie motywować, jest konkretny i bezpośredni; to jego wielka zaleta. Prostym językiem potrafi sięgnąć naszych najgłębszych pokładów emocji, co przekłada się na jego skuteczność. Pisze: „czasem moje słowa będą cię irytować, wkurzać, wytrącać z równowagi. Luz, ogarnij się i czytaj dalej. Jak w dobrym filmie, na koniec wszystko poskłada się do kupy!”.

„Unf*ck Yourself. Napraw się!” – premiera już w lutym

 „Unf*ck Yourself. Napraw się!” to bestsellerowa książka Gary’ego Johna Bishopa, znanego trenera rozwoju osobistego, cenionego za bezkompromisowe podejście i „zerową tolerancję dla ściemy”.  Przez całą karierę zawodową Gary pomógł tysiącom ludzi wprowadzić realne zmiany w życiu. Prawa do wydania „Unf*ck Yourself. Napraw się!” zostały zakupione przez wydawców z wielu krajów, m.in. Anglii, Francji, Niemiec, Grecji, Włoch, Holandii, Litwy, Rosji, Meksyku i Turcji.

W Polsce książka Gary’ego Johna Bishopa ukaże się nakładem wydawnictwa Insignis. Premiera już 28 lutego 2018 roku.

Książkę w bardzo korzystnej cenie (w przedsprzedaży) zamówisz tutaj:
http://bit.ly/naprawsie

czwartek, 15 lutego 2018

Piękne samobójczynie - Lynn Weingarten

Sama nie wiem dlaczego, ale tak zupełnie spontanicznie zapragnęłam przeczytać nową książkę Lynn Weingarten. Jako osoba zbzikowana na punkcie młodzieżówek, liczyłam na kolejną dobrą lekturę do poduchy. Ta może nie jest idealna do czytania przed snem, ale trzyma poziom. Książki od wydawnictwa Feeria Young mają w sobie to coś, więc powieść Piękne samobójczynie chyba musiała trafić do mojej biblioteczki. Trzeba przyznać, że tytuł intryguje! 


Przyjaźń jest piękna. Posiadanie osoby, której można o wszystkim powiedzieć, ze wszystkiego się zwierzyć, to najwspanialsze, co może spotkać każdego człowieka. Bratnia dusza pomoże, pocieszy, będzie idealną towarzyszką życia. Takimi przyjaciółkami były z pewnością nasze bohaterki - June i Delia. Mówię w czasie przeszłym, ponieważ pewnego dnia, a właściwie wieczoru, wydarzyło się coś, co zniszczyło tak wspaniale pielęgnowane relacje. June odsuwa się od Delii... Niestety na zwykłej kłótni się nie kończy, bo Delia popełnia samobójstwo. June jest wstrząśnięta i za wszelką cenę postanawia odkryć, co skłoniło przyjaciółkę do "rozwiązania" spraw w ten sposób. Co to były za sprawy? Dlaczego Delia popełniła samobójstwo? Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.

Mamy tutaj młodzieżówkę, ale nie taką najzwyklejszą w świecie, bo z ciekawymi elementami charakterystycznymi dla dobrych thrillerów. Narracja prowadzona jest w sposób interesujący, chociaż przez większą część całej książki o wszystkim opowiada nam June. Na szczęście autorka pokusiła się o dodatek w postaci wspomnień z przeszłości itp. Wszystko czyta się naprawdę dobrze, bez konieczności przewracania kartek, które już przeczytaliśmy. Po prostu nie gubimy się w domysłach, nie mylimy bohaterów, nazw, nazwisk itp.
Bohaterki różnią się pod względem charakteru. June ma chłopaka, całkiem nieźle im się układa, chociaż rozmowa nie zawsze się klei. Jest raczej spokojną, wrażliwą nastolatką, której większe ekscesy nie w głowie. Natomiast Delia potrafiła pokazać co potrafi. Uwielbiała robić wokół siebie niezły szum. Przed śmiercią miała do czynienia z narkotykami, alkoholem. Wystarczył tylko jeden wieczór, by dziewczyny straciły do siebie zaufanie. Tak szybko i niestety na zawsze.

Piękne samobójczynie, to książka podzielona na dwie części. W pierwszej poznajemy oczywiście główne bohaterki. Obserwujemy również ich zachowania, relacje. Dalej, wraz z June szukamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego Delia postanowiła popełnić samobójstwo. Czytelnik jest też bardzo ciekawy powodu dla którego June, tak bardzo chce odkryć tajemnicę śmierci dziewczyny. Przypadek? A może jakieś ukryte powody? Druga część jest zupełnie inna. Tutaj sporo już wiemy, ale nie do końca jesteśmy w stanie odkryć wszystkie tajemnice. Muszę przyznać, że w drugiej części autorka sporo namieszała, wprowadziła mnóstwo zaskakujących elementów. Niemniej, jakoś początkowe strony książki podobały mi się bardziej. 

 Powieść Piękne samobójczynie może nie jest wielkim odkryciem na naszym rynku wydawniczym. Jednak jest tutaj coś, co przyciąga młodych odbiorców. Na plus z pewnością zasługują dwie wyraziste osobistości, wartka akcja i ciekawy sposób prowadzenia narracji. Lynn Weingarten ma fajny styl, który po prostu ja kupuję bez chwili wahania. Jestem bardzo ciekawa, czy dzieło Piękne samobójczynie przypadnie wam do gustu.

                                                                            
 Znalezione obrazy dla zapytania piękne samobójczynie
Tytuł: Piękne samobójczynie
Autor: Lynn Weingarten
Wydawnictwo: Feeria Young
Oprawa: miękka
Liczba stron: 350
Cena okładkowa: 37.90 zł
Premiera: 15.02.2018

 

środa, 14 lutego 2018

Już 14 lutego będzie miała miejsce premiera powieści Agaty Suchockiej Woła mnie ciemność.

To książka dla czytelników dorosłych, i to też nie wszystkich. Autorka łamie w niej niejedno tabu.

Woła mnie ciemność to przesycona emocjami i pełna erotycznego napięcia powieść drogi, zapis moralnego upadku i wędrówki ku zagładzie początkowo niewinnego bohatera, który porzuca wpojone mu za młodu ideały. Rozbrzmiewająca muzyką i przepojona gotycką atmosferą historia, nawiązująca do klasycznych powieści grozy – z bohaterami, w których można się zakochać już od pierwszych stron − gwarantuje mnóstwo zwrotów akcji i kunsztowną ucztę dla zmysłów. 

Autorka zabiera nas do świata Armagnaca Jardineux, potomka plantatorskiej rodziny z Luizjany, który wyrusza w podróż do Europy, by zdobyć wykształcenie i posmakować rozrywek. Tymczasem wojna secesyjna pustoszy Południe, pochłaniając rodzinny majątek i na zawsze oddzielając go od bliskich. Zarówno krewni, jak i rodzinna fortuna pozostają tylko wspomnieniem. Armagnac, samotny w obcym Londynie, tropi smutki w alkoholu. Jedyne, co potrafi i na czym może zarobić na życie, to z wirtuozerią grać na fortepianie. Dzięki temu talentowi poznaje młodego skrzypka oraz jego mecenasa − tajemniczego lorda Huntingtona, który wynosi go na salony. Wkrótce Armagnac odkrywa, że dawna tajemnica związała losy jego babki z Huntingtonem. Lektura starego pamiętnika zasiewa w sercu pianisty ziarno niepokoju. Czy to możliwe, że wiele lat temu babka opisywała tego samego mężczyznę, który teraz bawi się jego losem?
Woła mnie ciemność to pierwszy tom cyklu Daję ci wieczność.

Z okazji premiery książki wydawnictwo Initium udostępnia fragment powieści.
Zapraszamy!


Agata Suchocka
Woła mnie ciemność
Daję ci wieczność – Akt 1

IV

– Lord wkrótce do nas dołączy.
Lothar powoli odkrajał kęsy, jadł niespiesznie i elegancko. Z trudem powstrzymywałem wilczy apetyt, w duchu śmiejąc się z siebie. Byłem przecież wykształconym człowiekiem, a dwa dni postu zrobiły ze mnie prostaka.
Lord Edgar Francis Huntington.
Wyobraziłem sobie starego zarozumialca, któremu wydaje się, że może dysponować ludźmi, że może ich kupować i sprzedawać jak przedmioty. Lothar stał się w moich oczach jedną z zabawek, które umilały tamtemu chwile starości, ja natomiast miałem zostać kolejną. Skąd we mnie tyle cynizmu, podejrzliwości i nieufności? Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, gdyż przez cały czas myślałem głównie o nazwisku Huntington, o tym, że gdzieś już je słyszałem – nie, widziałem zapisane… Ale gdzie?
– Bardzo pan zamyślony. – Lothar uniósł do ust kolejny malutki kęs. – Chyba nie denerwuje się pan aż tak?
Milczałem. Owszem, denerwowałem się, choć nie wiedziałem dlaczego. Irracjonalny lęk przed spotkaniem z mecenasem sprawiał, że ciężkie, srebrne sztućce ślizgały się w moich spotniałych dłoniach. Kamerdyner Lothara obserwował nas z ukrycia, co raz pojawiając się jak widmo i ukradkiem dolewając wina do kieliszka gospodarza.
Rozglądałem się po jadalni, urządzonej wystawnie i dostatnio: otaczały nas meble z egzotycznego drewna, zastawa o złoconych rantach, najlepsze kryształy – dyskretne przejawy bogactwa, z którym nie chciano się afiszować. Na ścianie wisiały oleje przedstawiające ruiny i krajobrazy skąpane w świetle księżyca, każdy szczegół oddany wyraźnie jak na dagerotypie. Była w nich jakaś melancholia, która nie sprzyjała apetytowi; nie pasowały do jadalni, a jednak wyeksponowano je właśnie tutaj, jakby specjalnie miały przypominać o tym, że życie nie polega jedynie na doczesnych przyjemnościach.
– Przepiękne, prawda? – Lothar zawiesił wzrok na jednym z obrazów, powoli sącząc czerwone wino. – To prezenty od przyjaciela lorda. Przepięknie maluje, szczególnie portrety. Z pewnością będzie pan miał szansę obejrzeć je w posiadłości lorda. Jego kolekcja obejmuje szereg wizerunków protegowanych i znakomitości, które gościły w jego progach.
Były piękne i niepokojące zarazem, zdawało mi się, że emanuje z nich smutek artysty, który je namalował, jak gdyby…
– Arapaggio ucieszyłby się z pańskiego podziwu.
Zza moich pleców dobiegł cichy głos, szept niemalże, pobrzmiewający jakby ze studni. Wzdrygnąłem się i odruchowo wstałem, odsuwając krzesło z nieeleganckim zgrzytem.
Lothar również się podniósł, po czym skłonił głęboko, spuszczając wzrok.
– Lordzie Huntington, to pan Armagnac Jardineux. – Wskazał na mnie, obchodząc stół.
– Cudowne dziecko o imieniu wina… – Przybyły mężczyzna zlustrował mnie przenikliwym wzrokiem zmrużonych oczu, jasnych i błyszczących. Nawet w półmroku mogłem dostrzec ich głęboki, szmaragdowy kolor. – Trunku aromatycznego, słodkiego i uderzającego do głowy.
Nie wiedziałem, co bardziej mnie onieśmieliło – jego słowa czy zmysłowo uśmiechnięte usta, które je wypowiedziały.
Lord Edgar Francis Huntington wyglądał na najmłodszego z nas trzech. Niewysoki, smukły, odziany w czerń, o gładkiej twarzy okolonej jasnymi włosami, zdającymi się żyć własnym życiem. Poruszały się przy każdym jego niespiesznym kroku – jak włosy topielca na powierzchni wody. Uniósł do nich dłoń, okrytą białą rękawiczką, jakby nieświadomie próbował je ujarzmić, gdy lokaj odebrał od niego cylinder. Odprawił go niedbałym gestem. Twarz lorda była blada, jakby pokryta warstwą matowego pudru, co sprawiało wrażenie, że patrzy się na niego przez zaparowaną szybę. To musiał być bardzo staranny makijaż, dlaczego jednak tak młody człowiek się za nim ukrywał, nie byłem w stanie odgadnąć.
– Lothar bardzo pochlebnie wypowiada się o panu. – Lord wskazał gestem, żebyśmy usiedli, i sam zajął wolne miejsce u szczytu stołu.
Służący dyskretnie postawił przed nim talerz i napełnił kieliszek, lecz gość nie zwrócił na to uwagi. Ja też zapomniałem o jedzeniu, słuchając głosu mecenasa, w którym czaił się pomruk, jakby siedziała w nim jakaś bestia próbująca przemówić. Przeszedł mnie dreszcz – mówił do mnie chłopiec, a ja drżałem jak uczeń przed groźnym profesorem, nie, raczej jak bezbronny człowiek w obliczu drapieżnika.
– Jak zapewne pan wie, jestem mecenasem młodych artystów. Wielu muzyków zrobiło spektakularne kariery, zaczynając pod moimi skrzydłami.
Kiedy ich wspierałeś?, pomyślałem. Z kołyski?
Lord uśmiechnął się ponownie, a moje serce zmiękło, jakby tym uśmiechem rzucił na mnie urok. Patrzył mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu była jakaś lubieżność, rozchylił nawet usta, jakby przyglądał się nagiej kochance, a ja poczułem, że pod wpływem tego wzroku rumienię się jak dziewica. Zdawał się zaglądać wprost do mojego umysłu.
– Zbyt łatwo ulega pan pozorom, panie Jardineux! – Ten głos był jak narkotyk, czułem zawroty głowy, jakbym wypił za dużo wina, a przecież ledwie dotknąłem kieliszka! – Patrzy pan na moją twarz i widzi chłopca, proszę jednak mi wierzyć, przeżyłem o wiele więcej, niż jest pan sobie w stanie wyobrazić. Spotkałem na swojej drodze wielu przyjaciół i wrogów, zjeździłem Europę i Nowy Świat, wyrabiając sobie o nim obiektywne pojęcie, które – z całym szacunkiem – panu jest obce. Moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła. Potrafię wyczuć talent i sprawia mi niesamowitą radość patrzenie, jak się rozwija. Pan, mój drogi Armagnac – zdawało mi się, że celowo zawiesił głos, przedłużając krótkim warknięciem moje imię – jest samorodnym talentem, któremu nie pozwolę się zmarnować, który musi zostać zapamiętany na wieki, który musi trwać…
– Nie słyszał pan jeszcze, jak gram – przerwałem mu, czując, że stracę przytomność, jeśli natychmiast nie przestanie mówić.
– Proszę więc coś zagrać i udowodnić mi, że się nie pomyliłem! – Wskazał sąsiedni pokój, w którym stał fortepian.
Wspomniał, że zwiedził Nowy Świat… Kiedy? W czasie wojny nikt tam nie podróżował, a przed wojną on zapewne był jeszcze dzieckiem. Ile miał lat?
Chwiejnym krokiem dobrnąłem do instrumentu i usiadłem, unosząc pokrywę znad klawiatury. Świat wirował, a przez moją głowę przebiegały niedorzeczne podejrzenia, że być może do wina dodano narkotyku.
Zacząłem grać. Melodia była chwiejna i niepokojąca, tak jak moje myśli. Struny drgały w dysonansach, które odbijały się od sufitu i wracały do mnie, sprawiając, że grałem jeszcze dziwaczniejsze i mniej skoordynowane dźwięki, nie słysząc nawet, czy układają się w melodię. Miałem wrażenie, że palce odmawiają mi posłuszeństwa, ale jednocześnie wygrywają właśnie to, co w tamtej chwili czułem. Zamknąłem oczy i pozwoliłem się ponieść tej niepokojącej muzyce, pozwoliłem jej prowadzić moje ręce, tak jakby to ona sterowała mną, a nie odwrotnie.
Nie wiem, jak długo grałem. Bałem się otworzyć oczy, aby nie napotkać spojrzenia lorda; czułem, jak mnie obserwuje, czułem ogień w jego oczach i zimny wzrok Lothara, który stał w cieniu pod ścianą.
Gdy przestałem grać i otworzyłem oczy, unosząc głowę, obaj na mnie patrzyli. Huntington stał teraz tuż przy instrumencie.
– Instynkt nigdy mnie nie zawodzi – rzekł cicho. Pomruk bestii ledwie słyszalny zza fasady nienagannej angielszczyzny.
Mój wyczulony muzycznie słuch przez cały wieczór doszukiwał się w jego głosie nut francuskiego, włoskiego, wychwyciłem nawet archaiczną twardość łaciny, którą katowano mnie w dzieciństwie. Z pewnością władał tymi wszystkimi językami i jeszcze kilkoma innymi, których nigdy nie słyszałem. Skąd jednak przyszło mi to do głowy, dlaczego byłem o tym nagle przekonany – nie wiedziałem. Chciałem, by mówił jeszcze, by nie przestawał mówić, choć jednocześnie bałem się znów zatracić w jego głosie. Cała moja wcześniejsza niechęć zgasła, uprzedzenia zniknęły, pragnąłem tylko poddać mu się, spełniać jego wolę, sprawić, by był zadowolony ze mnie i z mojej gry. Chciałem mu służyć.
Chciałem mu służyć?!
Zerwałem się z ławki i odwróciłem wzrok od tych płonących w półmroku oczu. Przez chwilę nie pamiętałem, gdzie jestem i co się działo przez ostatnie godziny. Poczułem panikę, jakby nagle w pokoju zabrakło powietrza, jakby wypełnił go dym. Na widok przyczajonego w kącie Lothara niemal krzyknąłem.
– Muszę… muszę już iść… – wymamrotałem.
Wyszedłem pospiesznie z pokoju i dalej przez korytarz, gdzie zerwałem z wieszaka płaszcz. Gdy zbiegłem ze schodów i uderzyło mnie mroźne, zapierające dech powietrze, zdałem sobie sprawę z tego, że zapomniałem kapelusza, ale myśl o wróceniu po niego wydała mi się niedorzeczna. Wiatr szarpał moje włosy, które wymknęły się ze wstążki, gdy grałem, kosmyki smagały moją twarz. Postawiłem kołnierz i rozejrzałem się za dorożką, jednak ulica była pusta, podobnie jak moje kieszenie. I tak nie miałbym czym zapłacić za kurs, ruszyłem więc pieszo w ciemność, klnąc pod nosem, gdy w mdłym świetle gazowych latarni zatańczyły pierwsze płatki śniegu.
Zmierzałem śpiesznie w stronę domu, byle dalej od głosu Edgara Francisa Huntingtona, wprost do podłej kamienicy przy podłej uliczce, która co piątek zmieniała się w podły rynek pełen podłej jakości towarów, smrodu ryb, kóz i wrzeszczących wniebogłosy przekupek. Resztki śmieci nieuprzątniętych po targowym dniu i zwierzęce ekskrementy pokrywały się cienką warstwą śniegu.
Poczułem się tak, jakby ktoś siłą wyrwał mnie z przytulnego, pełnego dyskretnej elegancji mieszkania Lothara i cisnął wprost w ten cuchnący zaułek – a przecież sam uciekłem, sam się stamtąd wyrwałem, nie wiedząc nawet dlaczego.
Kim on był? Młodzik o płonących oczach i diabelskim głosie, który twierdził, że zwiedził świat i od lat wspierał muzyków, co było oczywistą niemożliwością. Kiedy, na miłość boską, miałby to robić? W ramionach mamki? Zza spódnicy guwernantki? Jego twarz wyglądała tak delikatnie, jakby nie zaznała jeszcze brzytwy! A jednak mu wierzyłem; miał w sobie dostojeństwo i powagę właściwe starcom, jakiś osobliwy majestat, coś, co sprawiało, że czułem się mały i niewiele znaczący, całkowicie mu podległy.
Co za bzdury!
Ze złością otworzyłem drzwi na ostatnim piętrze, ale na tyle cicho, by nie zbudzić starej ciotki, która noc myliła z dniem i wyrwana ze snu potrafiła się snuć po mieszkaniu tak długo, na ile pozwoliły jej powykręcane artretyzmem kończyny. Pokrzykiwała wówczas nieskładnie, biorąc mnie za zeszłego przed dekadami męża, a to była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowałem.
Ostrożnie okryłem pledem drzemiącą w fotelu przy dogasającym kominku staruszkę. W mieszkaniu było zimno i cuchnęło wilgocią, przeciągi wdzierały się przez nieszczelne okna. Wiedziałem, że w takich warunkach ciotka nie przeżyje zimy. Miała już chyba ze sto lat i trzymała się przy życiu jedynie siłą woli.
Mój mały pokoik był odrażającą, brudną norą w porównaniu z pełnymi dyskretnego uroku i wyszukanej elegancji pokojami Lothara. A przecież do niedawna sam mieszkałem wśród luksusów. Nagle wydało mi się to zupełnie nierealne, jakbym spędził w tym maleńkim pokoju ostatnie kilkanaście lat, a nie kilkanaście dni.
Zachciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. W głowie rozkosznie pulsowało wyborne wino, a pełen żołądek sprawił, że stałem się ociężały i senny. Nie mogłem odpędzić od siebie wspomnień wieczoru, szarpały mną sprzeczne uczucia.
Kim byli ci mężczyźni? Czy nagłe perturbacje w moim życiu sprawiły, że zaczynałem tracić zmysły i kontrolę nad sobą? Jako młodzik przestałem przecież być tchórzem czy asekurantem i na niedorzecznych amerykańskich balach brylowałem, stając się duszą towarzystwa. Co się działo teraz, że traciłem głowę w obliczu dwóch kulturalnych dżentelmenów? Przecież nie byli nawet starsi ode mnie! Wiele jednak zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy, wszedłem w dorosłość jako bankrut i pijak, a moje wyrafinowanie przepadło wraz z majątkiem.
Nazajutrz musiałem tam wrócić po swój kapelusz. Nie było mnie stać na nowy, a za oknem na dobre rozszalała się zamieć. Nie zaznałem dotychczas takiej zimy, śnieg widziałem po raz pierwszy dopiero we Francji. Prawda, niestety, była taka, że nie było mnie stać już na nic. Nagle powróciły do mnie zapalczywe słowa Lothara o sławie, pieniądzach i… Jak on to ujął? O rządzie dusz.

Co to, do diabła, mogło znaczyć?

sobota, 10 lutego 2018

Odnaleźć Gobi - Dion Leonard

Gdyby ktoś w tym momencie, zapytał mnie jakie zwierzę kocham najbardziej, bez chwili zwątpienia i namysłu odpowiedziałabym jednym słowem - psa. Nie wyobrażam sobie życia bez takiego czworonoga przy boku. Jako wielka miłośniczka psów, praktycznie w tempie natychmiastowym, zdecydowałam się na nową, styczniową książkę od wydawnictwa Harper Collins Polska. Wiedziałam, że chcę przeczytać Odnaleźć Gobi

 
Dion Leonard to australijski sportowiec, który brał udział w maratonie. Ten morderczy bieg zorganizowany na pustyni Gobi, był dla naszego bohatera ogromnym wysiłkiem i niejako pewnym sprawdzianem. Przemierzając gorące piaski, Dion zauważył obok siebie niewielkiego psiaka. Mężczyzna był przekonany, że piesek za chwilkę się od niego odłączy, że nie wytrwa, że pójdzie swoją drogą. Jednak Gobi, bo takie imię dostało bezdomne zwierzę, wytrwała z maratończykiem do samego końca. Wspólnie przemierzyli mnóstwo kilometrów, dzielili się jedzeniem, miejscem w namiocie. Tak proszę Państwa narodziła się wielka przyjaźń. Niestety suczka się zgubiła, a Dion dosłownie szalał z rozpaczy. Postawił na nogi telewizję, prasę i ogrom obcych ludzi. Jednak ta dwójka była sobie przeznaczona. Gobi tak łatwo się nie poddaje, w sumie tak jak jej pan. Mały piesek i genialny sportowiec wreszcie zamieszkali pod jednym dachem. Po wielu troskach i problemach, mogli wreszcie cieszyć się swym towarzystwem.

Kiedy tylko spojrzałam na okładkę książki Odnaleźć Gobi wiedziałam, że to lektura dla mnie. Mam w domu trzy psy, więc obwoluta z wizerunkiem uroczej mordki, trafiła do mojego serducha w tempie natychmiastowym. Przygotowanie graficzne powieści, stoi na bardzo wysokim poziomie. Duża czcionka, odpowiednio wyrazisty podział na rozdziały i "wkładka" z autentycznymi zdjęciami - mnie nie potrzeba niczego więcej. Książkę czyta się błyskawicznie, a taki miłośnik psów jak ja, będzie ją pożerał, a nie delektował się lekturą przez kilka dni. Mnie jeden wieczór na czytanie Odnaleźć Gobi wystarczył w zupełności. W sumie nie spodziewałam się, że dzieło będzie dla mnie tak atrakcyjne, tak ciekawe. No majstersztyk moi kochani!

 Powieść była dla mnie emocjonującą lekturą. Nie ma tutaj wymyślnych bohaterów, wątków miłosnych, fantastycznych stworów itp. Jest zwykły człowiek i mały kundelek. Tylko tyle, albo aż tyle. Jednak Odnaleźć Gobi było dla mnie czymś wspaniałym. Ta książka, to taki obraz przyjaźni pomiędzy człowiekiem i zwierzakiem. Wiem, jakie mądre są psy, wiem też, jak człowiek może kochać swojego pupila. Zachwyciłam się także osobą Diona. Mężczyzna bardzo mi zaimponował. Jest twardy, nieustępliwy, ale wzruszył mnie nieziemsko swą miłością do Gobi. Potrafił zrobić tak wiele dla dobra tego małego pieska. Szukał suczki bez cienia zwątpienia. Wiedział, że poszukiwania zakończą się sukcesem. Za bardzo kochał Gobi, by móc się z nią rozstać tak szybko. Wspaniały człowiek.

Odnaleźć Gobi to lektura dla każdego, bez podziału na płeć i wiek. Jestem przekonana, że taka książka będzie dla was odskocznią od zwykle czytanych dzieł. Tutaj nie ma miejsca na wymyślne wątki, Odnaleźć Gobi trafia jednak do serca bardzo szybko. To powieść, którą napisało życie. Pewnie dlatego jest tak emocjonująca. Ja niejednokrotnie podczas czytania uroniłam łzę. Uwielbiam takie czytadła! W momencie, gdy Gobi zaginęła, wspólnie z Dionem przeżywałam każdą minutę spędzoną na jej poszukiwaniach. Na szczęście finał tej opowieści ucieszy każdego z was. 

                                                                          

 Znalezione obrazy dla zapytania odnaleźć gobi

Autor: Dion Leonard
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Oprawa: miękka
Liczba stron: 256
Cena okładkowa: 37.99 zł
Premiera: 24.01.2018 

 http://www.harpercollins.pl/

piątek, 9 lutego 2018

Górnicy PL - Karolina Macios

Dziś o książce, którą znów mogłam przeczytać przed premierą. Jednak z recenzją zbierałam się przez ponad tydzień. Nie, nie z powodu wrodzonego lenistwa, a w celu zebrania myśli. Ciężko jest mi opisać to, co czułam podczas lektury dzieła, jak i zaraz po jego pochłonięciu. Tak, Górników PL dosłownie pochłaniałam, a nie czytałam jak normalny człowiek ;) I chociaż rzadko sięgam po podobne pozycje, ta naprawdę przypadła mi do gustu.


Książki o górnikach? Nigdy wcześniej nie słyszałam, a tym bardziej nie czytałam dzieł, opowiadających o ludziach, pracujących w tak koszmarnych warunkach. Obecnie sporo się mówi i pisze na temat himalaistów, a przecież górnik też jest takim bohaterem. Pomimo zagrożenia, które ciągle czyha nad głową, oddech śmierci dosłownie czuje się na karku, oni nie zważając na trudne warunki, zjeżdżają setki metrów w dół. Nie mają innego wyjścia... To ich praca. I tak jak wy, nauczyciele, adwokaci itp. oni zarabiają pieniądze na utrzymanie swych rodzin. A, że ich robota jest bardziej wymagająca... Cóż, każdy na ziemi ma swój plan do wykonania. 
Osobiście o górnikach nie wiedziałam zbyt wiele. Nie ma w mojej rodzinie osoby, która wykonywałaby taki zawód. Sama kopalnię odwiedziłam tylko raz, podczas wycieczki do Wieliczki, w piątej klasie szkoły podstawowej. Wtedy zachwycałam się ciemnymi korytarzami, rozświetlanymi tylko przez niewielkie źródła światła. Jednak kopalnia to nie tylko widoki. Książka Górnicy PL pokazała mi prawdziwą pracę górnika.  

Czy wiecie, że aktualnie na kanale Discovery, jest emitowany serial Górnicy PL? W sumie książka o tym samym tytule, to takie uzupełnienie produkcji filmowej. Karolina Macios, autorka niniejszej pozycji literackiej, sama zjechała w dół, rozmawiała z górnikami - bohaterami książki. Na dzieło Górnicy PL, składa się siedem historii. Każda historia, to rozmowa z poszczególnym bohaterem dzieła. W taki oto sposób powstała pewna całość. Minusem jest z pewnością zbyt mała objętość książki. Dla mnie mogłaby mieć ponad tysiąc stron! Autorka, Karolina Macios, nie zdecydowała się tylko na przedstawienie pracy górnika z kopalni węgla. Są też ludzie pracujący przy wydobywaniu soli i miedzi. To spore różnice i inne zadania do wykonania. Pracowników tych kopalni łączy jedno... Niebezpieczeństwo czyhające nad głową.

Cieszę się ogromnie, że mogłam poznać pracę górników. Wiedziałam, że to, co robią nie jest łatwe, ale że aż tak trudne? Oczywiście jest spora gromada w naszym społeczeństwie, która traktuje górnika jako bezmyślnego robotnika, którego jedynym zadaniem, jest codzienne machanie kilofem. Ludzie myślący w ten sposób - otrząśnijcie się! Podziwiam górników i będę ich podziwiała do końca swego życia. Schodząc pod ziemię, nie wiedzą, czy powrócą do domu cali i zdrowi. Ryzykują, ale nie narzekają. Kurcze, oni naprawdę kochają swoją robotę. Autorka w sposób idealny pokazała siedem osób, które rozwiały moje wątpliwości dotyczące górnictwa. Naturalnie jeszcze nie wiem wszystkiego, ale już nieco więcej niż kilka miesięcy temu ;) Będę też oglądała dokument na Discovery - w ramach uzupełnienia informacji. Książka ląduje na półce oznaczonej "ulubione". 

                                                              

Znalezione obrazy dla zapytania górnicy pl ksiazka

Tytuł: Górnicy PL
Autor: Karolina Macios
Wydawnictwo: Insignis
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 208
Cena okładkowa: 34.99 zł
Premiera: 31.01.2018 

Za egzemplarz dziękuję agencji AiM Media

środa, 7 lutego 2018

Wędrowiec – jedna z najważniejszych lektur w świecie Metra 2033 już 15 lutego w księgarniach.

Powrót do fundamentów serii: samotnej stalkerskiej doli, klaustrofobicznych tuneli metra, mutantów czających na każdym kroku i ciągłej walce o przetrwanie. Czy ludzkość, która doprowadziła do tego wszystkiego, zasługuje na ocalenie?

Z okazji premiery książki „Wędrowiec” Wydawnictwo Insignis przygotowało specjalną ofertę cenową na wcześniej wydane pozycje z Uniwersum Metro 2033. Uzupełnij swoją kolekcję – książki w cenie 19,99 zł tylko w outlecie Wydawnictwa Insignis: http://bit.ly/promocja_um2033. Ilość egzemplarzy w tej cenie ograniczona!

W odległym 2010 roku, gdy Metro 2033 cieszyło się największą popularnością, Wędrowiec został napisany dla społeczności portalu metro2033.ru, oryginalnie nieprzeznaczony do wydania na papierze. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Fani pokochali historię od pierwszych stron, tym samym przypieczętowując jej los – po kilku miesiącach została oficjalnie opublikowana. W ten sposób Suren Cormudian (wraz z Andriejem Diakowem) stał się jednym z pierwszych autorów wybranym spośród społeczności. Książka okazała się ogromnym sukcesem i na stałe wpisała się jako podstawowa lektura świata Metro 2033.


Powieść Wędrowiec zdobyła brązowy medal w głosowaniu na książkę roku 2010 (zaraz za Piterem i Do światła) i została wydana w dwóch specjalnych dodatkowych wydaniach (w twardej oprawie i kieszonkowej edycji, w szeregu z innymi najlepiej sprzedającymi się książkami). Sam Dmitry Glukhovsky docenił kunszt autora i osobiście poprosił Surena o napisanie następnej powieści w serii. Taki początek ma znane w Polsce Dziedzictwo przodków.


Wędrowiec już 15 lutego w polskiej wersji językowej


Październik, rok 2033. Moskiewskie metro. Miesiąc przed przygodą Artema, by ocalić WOGN. Siergiej Minimalny, profesjonalny i samotny stalker znany ze zdobywania książek, wraca po ciężkiej wyprawie na rodzimą stację Tulską. Tam nieoczekiwanie zostaje wciągnięty w konflikt między dwoma tajemniczymi przeciwnikami. Jaka będzie jego rola w tym starciu? Czy cena, którą zapłaci ten romantyczny i szczery stalker, nie będzie zbyt wysoka?


Suren jak żaden inny autor potrafi tchnąć życie w swoich bohaterów. Książka bowiem nie jest o prostej przygodzie i horrorze zniszczonego świata, lecz o człowieczeństwie. O miejscu ludzkości w metrze, o dobru i złu, o możliwości istnienia tych wartości w czystej formie. Książka z ideą, stawiająca pytanie: czy w ogóle konieczne jest ocalenie tego świata?


To właśnie barwni, autentyczni bohaterowie i zachodzące między nimi interakcje są specjalnością Cormudiana. A przy tym nie należy zapominać o jego wyróżniającym się sardonicznym poczuciu humoru, który sprawi, że nie raz uśmiechniecie się podczas lektury.


Wędrowiec to książka dla każdego fana postapokalipsy, nie wymaga znajomości żadnej innej lektury z serii, będąca równie dobrym wprowadzeniem do świata co oryginalne Metro 2033. A jeżeli czytaliście Dziedzictwo przodków, to na pewno chcecie się przekonać, jaki los spotka niedoszłego męża Rity.


Wszystkich czytelników zapraszamy na spotkanie z Surenem Cormudianem w Warszawie. Szczegóły już wkrótce! Będzie to niepowtarzalna okazja, by porozmawiać z autorem, zdobyć autograf i zrobić wspólne zdjęcie. Suren, urodzony i wychowany na Kamczatce, spędził dotychczasowe życie jako wojskowy w Obwodzie kaliningradzkim. W styczniu w Rosji premierę miała trzecia książka Cormudiana, w której poruszany jest problem komunikacji międzyludzkiej – czy znienawidzeni ludzie z dwóch stron konfliktu zdołają znaleźć wspólny język w obliczu zagrożenia. I chociaż obecna sytuacja społeczno-polityczna jest daleka od animozji amerykańsko-rosyjskiej w fikcyjnym świecie Metro 2033, na pewno może być dobrym początkiem do dyskusji.


Nowe opowiadanie autora kultowej trylogii Metro 2033 2034 2035


Ale na tym nie koniec! Przez ostatnie cztery lata pierwsze rosyjskie powieści w każdym roku z serii Uniwersum Metro 2033 wydawaliśmy z darmowym zbiorem opowiadań. Tym razem postanowiliśmy was zaskoczyć – opowiadaniem Dmitrija Glukhovsky’ego Koniec drogi. Jest to pierwsza na świecie fizyczna publikacja tego tekstu, dostępna całkowicie za darmo. Zostanie dodana do każdego egzemplarza Wędrowca jako osobna ponad 60-stronicowa książka.


Koniec drogi opowiada o jednej z legend, którą możemy usłyszeć w Metro 2034. Załoga okrętu atomowego, która przetrwała wojnę, zacumowała niedaleko Władywostoku. Tam dzięki użyciu reaktora atomowego osiedliła się w opuszczonej wiosce rybackiej. Brzmi znajomo? Jeżeli czytaliście Za horyzont, zapewne tak. Jednakże to nie o losach załogi opowiada Koniec drogi, a o wyjątkowym spotkaniu chłopca i starca, których łączy coś wspólnego – tytułowa droga.

niedziela, 4 lutego 2018

Kto wypuścił bogów? - Maz Evans [przedpremierowo]

Do premiery książki pozostał niecały miesiąc. Ja jednak już dziś pragnę was zachęcić do przeczytania powieści Kto wypuścił bogów?. Powieść zainteresowała mnie niesamowicie. Śledzę zapowiedzi wydawnictwa Literackiego i gdy tylko niniejsza nowość pojawiła się na stronie, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nazwisko autorki nie mówiło mi zupełnie nic, więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Ale że młodzieżówki uwielbiam, książka Kto wypuścił bogów? dostała u mnie szansę.


Bohaterem książki jest dwunastoletni Elliot Hooper. Chłopiec nie ma łatwego życia, chociaż powinien przecież martwić się tylko szkolnymi sprawami. Akurat! Elliot od śmierci dziadka mieszka wraz z mamą na starej farmie. Josie nie jest jednak w stanie odpowiednio zajmować się synem. Sama ma ogromne problemy z pamięcią. Jakby kłopotów było zbyt mało, wstrętna sąsiadka ostrzy pazury na farmę, gdzie mieszka Elliot. Do tego dochodzą problemy chłopca w szkole i mamy mieszankę wybuchową. Ileż może wytrzymać dwunastoletni chłopiec! Mało wam jeszcze wrażeń i niespodzianek? Oto na farmie pojawiają się bogowie. Tak, tak dobrze zrozumieliście. Olimpijscy goście z pewnością przyczynią się do dodatkowych kłopotów chłopca. 

 Patrząc na okładkę, za żadne skarby nie mogłam rozszyfrować czegoś więcej na temat książki. Oczywiście po zapoznaniu się z opisem, domyśliłam się odrobinę w czym rzecz, ale tak do końca powieść stanowiła dla mnie wielką niewiadomą. Wiedziałam, że na kartach książki pojawią się olimpijscy bogowie, nastolatek itp. Ale że będzie tutaj aż tyle emocji? Nigdy w życiu! Niby zwykła młodzieżówka, ja stara krowa, a powieść Kto wypuścił bogów? z miejsca trafiła do mojego serducha. Książkę czytało mi się doskonale. Szybko przebrnęłam, a właściwie przegalopowałam przez grubo ponad trzysta stron i co najważniejsze, zapragnęłam więcej. Bo musicie wiedzieć, że to póki co, pierwsza część cyklu o przygodach Elliota Hoopera. Coś mi się obiło o uszy, iż pojawią się cztery, także jestem z tego powodu bardzo zadowolona.

Ta książka może być odkryciem. Dlaczego? Bo tak samo jak słynny Harry Potter ma w sobie coś, co przyciąga. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Sporo w niej śmiesznych momentów, dialogów też jest dużo, ale nie do przesady. Powieść ma po prosu sens! Napisana młodzieżowym językiem, skradnie serce niejednego nastolatka. Głównemu bohaterowi osobiście nie mam nic do zarzucenia. Elliot podobnie jak Harry zmaga się z samotnością, niezrozumieniem. Hoopera dodatkowo otaczają bogowie olimpijscy, a to już pewny element, który wpływa na jakość książki. Autorka pokusiła się o ciekawie i nieco oryginalne zaprezentowanie olimpijskich bohaterów. Nie, nie bójcie się, że Maz Evans zawali was ogromem opowiastek rodem z Mitologii Parandowskiego itp. To nie szkolna lekcja, a czytanie genialnej powieści przygodowej! Jestem zaskoczona, że dzieło Maz Evans Kto wypuścił bogów?, było dla mnie tak atrakcyjną, lekką lekturą.

                                                                                 

 Znalezione obrazy dla zapytania kto wypuścił bogów

Tytuł: Kto wypuścił bogów?
Autor: Maz Evans
Wydawnictwo: Literackie
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 376
Cena okładkowa: -
Premiera: 28.02.2018

czwartek, 1 lutego 2018

Martwa jesteś piękna - Belinda Bauer [przedpremierowo]

Ostatnio serwuje wam sporo recenzji przedpremierowych. Fakt, przez kilka dni miałam okazję poznać książki, które dopiero znajdą się na półkach w księgarniach. Dziś pragnę zrecenzować dla was nowość od wydawnictwa Muza. Jest to thriller... W sumie żadna ze mnie fanka tego gatunku, ale od czasu do czasu sięgam po podobne pozycje literackie i nie narzekam. Martwa jesteś piękna przykuła mnie do fotela na dobre kilka godzin.


Eve Singer pracuje jako reporterka kryminalna. Zarabianie na życie, polegające na opisywaniu zbrodni, może się wydawać zbyt trudnym zajęciem dla kobiety, ale nie dla Eve. Niestety, aktualnie kariera reporterki nie rozwija się tak, jakby tego chciała. Widzowie pragną sensacji, a tej jak na lekarstwo. Z mordercami bywa podobnie. Nie wystarczy im jedno zabójstwo, ciągle pragną kolejnych ofiar, nowych wrażeń. Morderca z Martwa jesteś piękna uwielbia prezentować swoje "dzieła". Chce, by dowiedział się o nich świat. Pewnego dnia kontaktuje się z Eve i zawiera z nią układ. Ona szybko przystaje na postawione przez morderce warunki. Sytuacja ulega zmianie w momencie, gdy zabójca zaczyna posuwać się za daleko. Jego obsesją staje się także Eve Singer... 

Książkę skończyłam czytać dziś, więc te moje myśli na jej temat, jeszcze są zbytnio w głowie nie uporządkowane jak należy. Jednak postanowiłam, że recenzję napiszę "na świeżo", by o niczym ważnym nie zapomnieć, ale i nie zdradzić zbyt wiele. Miejcie i wy niespodziankę z lektury. Niech was zaskoczy tak jak zaskoczyła mnie. Specem od thrillerów nie jestem, nie znam się totalnie na tej tematyce, nie mam bladego pojęcia jak powinien wyglądać thriller idealny. Uważam jednak, że Martwa jesteś piękna zadowoli gusta fana gatunku. Już okładka wprowadza nas idealnie w klimat książki, który jak się pewnie domyślacie, nie należy do lekkich i przyjemnych. Czuć napięcie, niepewność... 

Akcja książki nie rozkręca się gdzieś w połowie, a rusza z kopyta już od pierwszych stron. W tej powieści nie ma czasu na nudę! Sama z wypiekami na policzkach, z ustami otwartymi ze zdumienia, śledziłam rozwój sytuacji. Nie liczyłam na tak potężną dawkę emocji! Nie czytałam wcześniej żadnej książki Belindy Bauer, więc nie byłam przygotowana na to, co zastanę na kartach thrillera Martwa jesteś piękna. Swoją drogą, tytuł mnie zaciekawił i uważam, że zwróci uwagę niejednego czytelnika. Wracając do fabuły, musicie się przygotować na bardzo realistyczne opisy zbrodni. Martwa jesteś piękna, to nie książka dla wrażliwców. Sama niejednokrotnie krzywiłam się podczas czytania takich momentów, ale jakoś przebrnęłam. Cóż, sama chciałam i nikt mnie do tego nie zmuszał ;) 

Nie bez znaczenia są bohaterowie. W thrillerze Martwa jesteś piękna autorka zaprezentowała sporo ciekawych osobistości. Zostali wykreowani w sposób przemyślany, dopracowani w każdym calu, a co najważniejsze, nie idealizowani. Autorka pokusiła się nawet o dokładniejsze zapoznanie nas z ofiarami, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. W taki oto sposób mogłam współczuć komu trzeba, zezłościć się na niesprawiedliwość, wypatrywać rozwiązania wszystkich tajemnic. Belinda Bauer potrafi mylić czytelnika, nie ułatwia mu niczego, motywuje do rozwikłania na własną rękę poszczególnych zagadek. To naprawdę wciągająca książka. Nie tylko dla miłośnika thrillerów. Polecam!

                                                                                 

 Znalezione obrazy dla zapytania martwa jesteś piękna

Autor: Belinda Bauer
Wydawnictwo: Muza SA
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  Liczba stron: 448
Cena okładkowa: 39.90 zł
Premiera: 28.02.2018 

 Wydawnictwo MUZA SA - księgarnia internetowa

Biały Kieł - Jack London

Nie wiem jakim cudem, nie wiem sama dlaczego, ale Biały Kieł Jacka Londona, był dla mnie do niedawna prawdziwą nowością. Oczywiście oglądałam kilkanaście razy ekranizację filmową, ale po książkę jakoś nie sięgnęłam. A przecież historia przyjaźni człowieka z wilkiem jest tak dobrze znana. Cóż, ja w szkolnych czasach sięgałam po Martina Edena, a Białego Kła zostawiłam sobie na stare lata ;) Wreszcie dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka, piękny egzemplarz niniejszego dzieła, znalazł swoje miejsce w mojej biblioteczce.


Koniec XIX wieku to czas, gdzie ludzie ogarnięci gorączką złota, potrafią zapomnieć o wszystkim. Liczy się tu i teraz, liczą się pieniądze i szybka możliwość wzbogacenia się, bez konieczności katorżniczej pracy przez wiele lat. Niestety trudny klimat północnej części Stanów Zjednoczonych sprawia, że poszukiwacze drogocennego kruszcu, muszą poprosić o pomoc... psy. 
Biały Kieł, pół wilk, pół pies, trafia pod "opiekę" ludzi, którzy nie mają za grosz szacunku do zwierzaka takiego jak on. Tytułowy bohater musi zmagać się z upokorzeniem i wielkim strachem przed jutrem. Pewnego razu ledwo uchodzi z życiem, a pomocną dłoń wyciąga w jego stronę... inny człowiek. Czy Biały Kieł będzie umiał mu zaufać? Czy Weedon Scott okaże się być dobrym panem? 

Najpierw pozwólcie, że wtrącę swoje trzy grosze na temat okładki. Wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się na odświeżenie Białego Kła i tym samym, zafundowało czytelnikowi coś wspaniałego. Jestem zauroczona oprawą książki! Przecudowna, przeurocza okładka przyciąga wzrok, a ciekawe ilustracje umilają czytanie. Na plus zasługuje także odpowiedni format dzieła i akuratna pod względem wielkości czcionka. W miejscowej bibliotece, spotkałam się z tak paskudnymi wydaniami Białego Kła, że wcale się nie dziwię, iż część młodzieży ma pewne opory przed czytaniem lektur. Tutaj wszystko wygląda jak należy.

Biały Kieł to świetna opowieść przygodowa dla młodego czytelnika. Mając w domu trzy psiaki, sama z wielkim zapałem zagłębiałam się w przygody pół wilka - pół psa. Te zwierzaki zachwycają swą mądrością! Jeśli chodzi o styl Jacka Londona, to jest on specyficzny, może troszkę staroświecki, ale ja nie miałam żadnych problemów z odbiorem powieści. Młodszych czytelników mogą drażnić zbyt długie opisy, lecz w taki oto sposób, maksymalnie wczuwamy się w opowiadaną historię. Klasyka górą! Dzieci chyba sobie z Białym Kłem nie poradzą, ale starsze pociechy jak najbardziej! 

Dawno się tak nie uryczałam nad książką, jak podczas czytania Białego Kła. To genialna opowieść o przyjaźni zwierzaka i człowieka, o zaufaniu, a nawet miłości. Jest tutaj sporo momentów mega smutnych, wyciskających szczerą łzę. Ludzie potrafią być tacy okrutni... Autor wspaniale oddał klimat XIX wiecznej Ameryki, pokazał ludzkie zachowania bez cienia koloryzowania. W Białym Kle obserwujemy stałą walkę dobra ze złem. Standard? Może i tak, ale dla mnie w powieściach dla młodzieży, to bardzo istotne. Czytając dzieło Jacka Londona, czytelnik bez najmniejszego problemu wczuwa się w historię, śledzi losy Białego Kła i pragnie, by ten wspaniały zwierzak wreszcie odnalazł szczęście. 

Biały Kieł trafił do wielu serc, w tym także do mojego. Bardzo się cieszę, że książkę udało mi się przeczytać. Film to jednak nie to samo. Jestem pod wrażeniem, że wydawnictwo tak postarało się z oprawą dzieła. Myślę, że Biały Kieł w takiej formie, sprawdzi się jako prezent.  

                                                                        

 Znalezione obrazy dla zapytania biały kieł zysk i ska

Tytuł: Biały Kieł
Autor: Jack London
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Oprawa: twarda
Liczba stron: 414
Cena okładkowa: 35 zł
Premiera: 22.01.2018