poniedziałek, 28 grudnia 2015

Szczęśliwe garnki: WIOSNA i LATO


Dziś chciałam wam zaprezentować dwie niewielkie książeczki wydawnictwa Edipresse. Są to książki kulinarne autorstwa Beaty Pawlikowskiej. Uwielbiam Panią Beatę. Podziwiam jej zapał i zadziwiający upór w dążeniu do celu. Jeszcze żadna kobieta, z tych znanych ze szklanego ekranu, nie była dla mnie tak wielkim wzorem do naśladowania. Wiedziałam, że Pawlikowska pisze książki, ale nie miałam bladego pojęcia o stworzeniu przez nią pozycji kulinarnych! 
Dzieła które wam prezentuje, to nie zwykłe, tradycyjne czytadła dla zagubionych w kuchni kobiet. To obowiązkowa książka w domu każdej gospodyni. Nawet takiej fajtłapy jak ja :) Nie potrafię dobrze gotować, ale z pomocą książek Beaty Pawlikowskiej, udaje mi się coś ciekawego, i co najważniejsze smacznego, wyczarować. 

Szczęśliwe garnki to seria książek kulinarnych z różnorodnymi przepisami. Przepisy podzielono według pór roku, ale nie tylko. Autorka przygotowała bowiem coś na specjalne okazje: na święta, a nawet przepisy na różnorodne ciasteczka. Ja miałam okazję poznać dwa tomy: Wiosnę i Lato.
Każda książeczka wygląda zachwycająco. Ma twardą oprawę i przepiękne ilustracje (zdjęcia autorstwa B. Pawlikowskiej). Aż ma się natychmiastową ochotę do działania w kuchni. 




Każda książka zawiera ponad trzydzieści przepisów. Są to przepisy na zdrowe i smaczne jedzonko. Pani Beata żyje w zgodzie z naturą. Dlatego w jej menu, a także przepisach, nie znajdziecie cukru, słodzików, margaryny itp. Niemniej każdy poradzi sobie z przyrządzeniem zaprezentowanych potraw. Dania nie wymagają od nas wielkiego wkładu finansowego, a poszczególne składniki znajdziemy w wielu sklepach. Przepisy są jasne, zrozumiałe i czytelne.


Książki kosztują 19.99 zł, co jest według mnie ceną akuratną. Myślę, że zbiorę całą serię dzieł i będę z nich często korzystała. 

OCENA
5 / 5

Opowieści wigilijne 2: Świerszcz za kominem


Autor: Charles Dickens
Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Oprawa: twarda
Liczba stron: 416
Cena okładkowa: 39.90 zł
Premiera: 23.11.2015
Święta mijają zdecydowanie zbyt szybko. Ten piękny czas na który wszyscy czekamy powinien trwać zdecydowanie dłużej. Ja podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia zaczytywałam się w książce Opowieści wigilijne 2: Świerszcz za kominem. Uznałam, że będzie to idealnie pasujące dzieło na tak ważny moment w moim życiu. Wspólnie z dziećmi zasiadaliśmy wygodnie w otoczeniu przeróżnych pyszności i czytaliśmy do utraty tchu. Dickensa pewnie nie muszę nikomu przedstawiać. To znany autor, a jego Opowieść wigilijna, z zadziwiającym skąpcem Ebenezerem Scrooge'm jako głównym bohaterem, pokochały miliony. Tym razem chciałam wam jednak przedstawić trzy, mniej znane opowiadania Charlesa Dickensa. Nie znaczy to by były mało ciekawe... Każde zasługuje na uwagę i skupienie czytelnika. My spędziliśmy na lekturze mnóstwo wspaniałych chwil, ale zacznę naturalnie od początku:)

Zbiór otwiera opowiadanie pod tytułem Świerszcz za kominem. Historia zaczyna się dość zaskakująco, ale w tym tkwi cały urok. Pocztylion John Peerybingle mieszka w niewielkim, ale przytulnym domku, gdzie za kominem świerszcz wygrywa zadziwiające melodie. Od pewnego czasu zapracowany mężczyzna ma wrażenie, że jego żona jest z nim nieszczera. Nasz bohater stopniowo oddala się od tego co ważne. Na szczęście pomocą służy najmniejszy mieszkaniec domostwa - świerszcz, który sprawia, że John wreszcie zrozumie gdzie popełnił błąd.
Drugie opowiadanie, to już zupełnie inna historia. Życiowa batalia ukazuje nam problem dwóch córek doktora Jeddlera, Marion i Grace. Jedna z nich jest zaręczona z Alfredem, druga natomiast podkochuje się na całego w narzeczonym siostry. Pewnego dnia Alfred musi wyjechać na jakiś czas, a Marion przepada jak kamień w wodę. Gdzie podziała się młoda dama i jak cała sytuacja wpłynie na siostrzane relacje? Czy doktor Jeddler zmieni swe podejście do życia? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w opowiadaniu Życiowa batalia
Zbiór zamyka utwór Sygnaturki. To opowiadanie chyba najbardziej przypadło mi do gustu, a nawet wywołało potok łez. Uwielbiam takie przejmujące historie... Na końcowych kartach książki poznajemy ubogiego posłańca. Toby Veck marznąc okrutnie wyczekuje pod drzwiami kościoła na przyszłe zlecenia. Zdarza się jednak coś, co na zawsze odmieni życie chłopaka. Toby wdrapuje się na sam szczyt bardzo wysokiej wieży kościoła, a duchy dzwonów pokazują mu przyszłość. Nie ma w niej już jego, ale są najbliżsi... To co Veck ujrzy, będzie naprawdę przejmujące.

Książka sprawiła, że każda chwila spędzona na jej czytaniu wbiła się w mą pamięć i serce naprawdę mocno. Lubię Opowieść wigilijną Dickensa, ale te opowiadania powinny zostać równie rozsławione. Każde z nich ma w sobie coś, każde zasługuje na specjalne traktowanie. Myślę, że należy czytać je w spokoju, wspólnie z rodziną. Wtedy nabierają znaczenia, wpływają pozytywnie na naszą psychikę. Z tej książki bije ogromne ciepło, miłość. Opowiadania, chociaż różniące się od siebie, mają pewną wspólną cechę. Pokazują nam jak powinno wyglądać szczęście, że trzeba chociaż na chwilę zatrzymać się, zwrócić uwagę na drugiego człowieka. To nie płytkie bajeczki dla najmłodszych, lecz kawał dobrej literatury dla każdego z nas. Wielbiciele twórczości Dickensa pewnie nie muszą być dodatkowo przekonywani nie tylko przeze mnie, ale i resztę recenzentów. Oni wiedzą, że otrzymają tutaj coś specjalnego. 

Cały tekst utrzymany jest w nieco starodawnym stylu, jednak nie będzie żadnego problemu z jego odbiorem. Dzięki takiemu, a nie innemu tłumaczeniu, maksymalnie wciągamy się w historię, przenosimy w czasie i wspólnie z bohaterami przeżywamy ich troski, rozterki. Problemy z którymi się zmierzają, są w dzisiejszym czasie nadal aktualne i tak realne. Wiele z nich mogliśmy zaobserwować nawet w swoim życiu. Dlatego też przez całą książkę "przebija" prawda, a nie tylko fikcja literacka. Chociaż święta minęły, mogę wam polecić tę pozycję na każdą chwilę w roku. Jestem pewna, iż zostaniecie oczarowani, a i niejedna łza zaszczyci wasz policzek. 

OCENA
5 / 5

sobota, 26 grudnia 2015

Lustrzany świat Melody Black (przedpremierowo)


Autor: Gavin Extence
Wydawnictwo: Literackie
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 312
Cena okładkowa: 34.90 zł
Premiera: 16.01.2016
Oderwijcie się na chwilę od stołu zastawionego świątecznymi pysznościami i poznajcie moją recenzję książki, która nie ma nic wspólnego z aktualną atmosferą :)
Postanowiłam zaprezentować wam nowość od wydawnictwa Literackiego. Skusiłam się na dzieło Extence z prostego powodu. Jego poprzednia książka, Wszechświat kontra Alex Woods porwała mnie na całego. Nie mogłam więc nie dać szansy drugiemu "dziecku", chciałam sprawdzić czy autor wciąż utrzymuje wysoki poziom. Po tak wspaniałym debiucie oczekiwałam czegoś specjalnego. Moje chciejstwa zostały spełnione. Lustrzany świat Melody Black trafia na mą osobistą listę najwspanialszych książek. Zacznę jednak od początku, tak byście sami mieli ochotę sięgnąć po styczniową nowość wydawnictwa. 

Abby to dwudziestoparoletnia kobieta, mieszkająca w Londynie wraz ze swoim chłopakiem. Nic nie wskazuje na to, by w miarę ułożone życie naszej bohaterki miało się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko zaczyna się od pomidorów potrzebnych do sosu... Chłopak Abby przygotowuje potrawę, ale tego składnika akurat mu brakuje. Abby postanawia pożyczyć produkt od mieszkającego obok sąsiada. Przychodzi do Simona i zastaje go martwego. Mężczyzna spoczywa w fotelu i wygląda zwyczajnie... W mieszkaniu nie ma obrazu jakiejś strzelaniny czy przepychanek. Abby przygląda się sąsiadowi, wypala jego papierosy i zawiadamia policję. Od tego momentu zaczyna zauważać, że jej życie straciło swój dawny bieg. Coś się zmieniło, zniknęło niczym bańka mydlana. 
Abby stara się zachowywać tak jak wcześniej, jednak coś powstrzymuje ją od powrotu na dawne tory. Spotkanie w dramatycznych okolicznościach tytułowej Melody Black staje się niezwykle ważne dla Abby. Czy kobieta znajdzie wewnętrzną harmonię? Jak na jej życie wpłynie tytułowa Melody? Kim ona tak naprawdę jest? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w nowej książce wspaniałego, młodego twórcy. 

Lustrzany świat Melody Black nie zajął mi zbyt wiele czasu. Szybko przebrnęłam przez książkę i co najważniejsze, zapragnęłam więcej! Historia Abby wciągnęła mnie na maksa. Tak samo jak w przypadku Wszechświata, autor zaskakuje nas trafnymi ujęciami tematu. Powieść miejscami jest niezwykle zabawna, ale też czasem potrafi poruszyć nasz umysł i nerwy. Od pierwszych stron mamy do czynienia z niebanalną fabułą, Extence nie boi się dotykać najczulszych spraw, zwraca uwagę na to, co wielu twórców pomija, albo sprowadza do mało znaczących kwestii. 
Bohaterowie występujący w powieści są dla mnie jej prawdziwą ozdobą. Każda postać coś wnosi, coś znaczy, autor sprawnie i wyraziście wszystkich przedstawił. Nie ma żadnych niedomówień, idealizowania konkretnych osobistości. Abby czasem mnie ostro wkurzała, ale też nie do tego stopnia, by nie dało się jej znieść :) Tytułowa Melody pojawia się dopiero gdzieś w połowie powieści, lecz wnosi wiele nie tylko w życie Abby, ale i w samą istotę książki. Więcej wam nie zdradzę, ponieważ zepsułabym niespodziankę :)

Kto zna Alexa ten będzie wiedział czego może się spodziewać po tej książce. Do tych, którzy jeszcze nie mieli okazji zasmakować dzieł Gavina, mogę tylko skierować kilka słów... Czas spędzony na czytaniu powieści Lustrzany świat Melody Black nie będzie czasem straconym. To znakomite, dopracowane w każdym calu dzieło, które wypada znać. Ja zostałam oczarowana po raz kolejny twórczością młodego pisarza i szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się po tej książce większego sukcesu. Myliłam się i nie wstydzę się do tego przyznać! 
Gdy tylko nowość znajdzie się na rynku, gorąco namawiam was do jej zakupienia. Macie jeszcze nieco czasu na zebranie odpowiedniej ilości pieniędzy :) Warto!

OCENA
5 / 5

czwartek, 24 grudnia 2015

WESOŁYCH ŚWIĄT!

WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM ORAZ KONTRAHENTOM
ŻYCZĘ PEŁNYCH RADOŚCI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA,
A TAKŻE NIEGASNĄCEGO OPTYMIZMU
ORAZ SUKCESÓW W NADCHODZĄCYM NOWYM ROKU

wtorek, 22 grudnia 2015

1000x POŁĄCZ KROPKI. ARCYDZIEŁA i ZWIERZĘTA - news

Już 13 stycznia na rynku pojawią się dwie wyjątkowe pozycje wydawnictwa Insignis - "1000 x połącz kropki. Arcydzieła" i "1000 x połącz kropki. Zwierzęta". Aż 1000 kropek do połączenia na każdym z wyjątkowych rysunków (25x35 cm) o niespotykanym poziomie szczegółowości! Łącząc kropki w książce Thomasa Pavitte'a każdy poczuje się artystą. Kreski oddadzą detale, cienie, rysy twarzy i pozostałe subtelności słynnych arcydzieł malarstwa i wspaniałych grafik ze zwierzętami. 



Ja już nie mogę doczekać się premiery. Będzie zabawa na sto dwa :) 

niedziela, 20 grudnia 2015

Łotrzyki


Tytuł: Łotrzyki
Autor: George R.R. Martin, Gardner Dozois
Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Oprawa: twarda
Liczba stron: 994
Cena okładkowa: 59 zł
Premiera: 16.11.2015
Mam już jedno postanowienie na nowy rok. Związane jest ono oczywiście z czytelnictwem, a z czym by innym. Postanowiłam, że nie będę zaglądała na stronę danej książki zamieszczonej w LC, przed jej premierą w mojej biblioteczce tylko po to, by później nie przeżywać jakichkolwiek zawodów czy rozczarowania. O Łotrzykach naczytałam się sporo nieprzyjemności, stanowczo zbyt dużo. Czekałam na premierę tej książki, ale kilka opinii potrafiło ostudzić mój zapał. Na szczęście nie zrezygnowałam z lektury, zły duch nie skusił mnie do odrzucenia powieści w ciemny kąt i sięgnięcia po coś zupełnie innego, często głupszego i nie wnoszącego do mego życia niczego. Oczywiście Łotrzyków nie traktuję jako obowiązkową pozycję na półce każdego Polaka. Niemniej to przyjemna, lekka w odbiorze lektura dla takich ludzi jak ja. Dla lubiących poznawać coś, czego na rynku jeszcze nie było... Naturalnie wielbiciele Gry o tron nie muszą być przez nikogo zachęcani. Fani Martina pewnie zacierają ręce na myśl o zupełnym zatopieniu się w grubej, ale jakże ładnie wydanej nowości wydawnictwa Zysk i S-ka. Zatem zasiadajcie wygodnie w fotelu i wyruszcie w niezapomnianą przygodę wraz ze znakomitym duetem - "twórcami" dzieła. 

Łotrzyki to nic innego jak zbiór dwudziestu jeden opowiadań różnych autorów. Większość jest mi znana, więc prawie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Prawie, ponieważ tak jak wspominałam, opinie innych czytelników wybiły mnie nieco z dobrego nastroju. Jednak już po pierwszych stronach lektury doszłam do wniosku, że spokojnie mogę dalej kontynuować jakże przyjemne czytanie. Nie przepadam za antologiami, ale ta urzekła mnie niesamowicie.
Na kartach książki spotkałam wyrazistych bohaterów i pasjonujące historie. Ucieszyłam się ogromnie, że w książce znalazło się miejsce dla mojego ulubionego Joe Abercrombiego, którego ubóstwiam za Pół Króla i Pół Świata. Jest i coś od m.in. Gillian Flynn, Neil Gaiman. Oczywiście, to tylko niewielki ułamek tego, co znajdziecie we wnętrzu nowości od Martina i Dozoisa. Zdaje sobie sprawę, że nie każde opowiadanie skradnie wasze serca, tak samo jak dla mnie nie każde z nich było niezwykle ciekawe, godne polecenia. Mamy różne upodobania, przyzwyczajenia, więc trzeba samemu się przekonać czy jest to książka dla nas odpowiednia. 

Opowiadania ciężko jednoznacznie scharakteryzować, upchnąć w jakieś ramy. Jedne są długie, czasem aż zbyt długie, inne natomiast, według mnie, powinny zająć dużo więcej stron. Nie powinniście ich raczej porównywać, ponieważ stanowią zupełną odrębność, zostały stworzone przez różnych pisarzy, o różnym stylu i z różnym doświadczeniem. Uważam, że każde ma w sobie to coś, zasługuje na uwagę i dokładne poznanie. Sami zdecydujecie o uhonorowaniu konkretnego utworu miejscem na podium. Według mnie rządzi Abercrombie, ale to tylko takie moje skromne zdanie :) Odczuwam jeszcze spadek formy Martina... Jego dzieło jakoś nie trafiło do mego serducha, spodziewałam się może zbyt wiele, albo wiązałam ogromne nadzieje i tworzyłam na tym opowiadaniu cały fundament książki? Być może... Na szczęście to tylko niewielki defekt, mała skaza na całej antologii. Łotrzyków szczerze polecam jako lekką, niezobowiązującą lekturę dla zainteresowanych tematyką. 

OCENA
4,5 / 5

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Arena szczurów


Cykl / Seria: Edward Popielski t.7
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Oprawa: miękka
Liczba stron: 320
Cena okładkowa: 34.90 zł
Premiera: wrzesień 2015
Kto zna warsztat pisarski Marka Krajewskiego, ten wie czego może się spodziewać po każdej, nowej książce. Ja przyznam się szczerze, nie miałam okazji poznać wszystkich dzieł tego autora. Cykl o Edwardzie Popielskim wzbudził we mnie dużo sprzecznych emocji, jednak z chęcią sięgałam po kolejne powieści i z zapałem poznawałam przygody tytułowego bohatera. Arena szczurów kończy serię książek z detektywem Popielskim, ale jak to w przypadku Pana Krajewskiego bywa, niczego pewnym być nie możemy. Kto wie, czy w najbliższym czasie nie pojawi się nowość będąca uzupełnieniem cyklu... Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, więc dosyć gdybań i rozmyślań. Arena szczurów pod względem oprawy prezentuje się naprawdę zaskakująco. Pewnie zwróciłabym na książkę uwagę, gdyby ta leżała na półce za stertą innych dzieł. Oczywiście najważniejsza jest zawartość, która przykuła moją uwagę na dobre kilka godzin.

Jest lato 1948. W Darłowie dochodzi do wstrząsających zdarzeń. Ofiarą brutalnego morderstwa padają prostytutki, a ten który postanowił zakończyć życie tych kobiet, zachowuje się niczym najokrutniejszy wampir. Mieszkańcy Darłowa, skłonni do popadania w przesadę, tak naprawdę nie zdają sobie sprawy z prostszego powodu śmierci kobiet. Prostytutki umierają w wyniku zakażenia paciorkowcem, więc siły nieczyste raczej nie maczały tutaj palców. Jednak ludzie są niepewni, podejrzliwi i truchleją o swój los. W mieście stacjonują radzieccy żołnierze, którzy sprawiają miejscowym sporo problemów. Echa wojny nie zdążyły jeszcze ucichnąć, ciągle pozostają w pamięci osób walczących o kolejny dzień życia. 
Na kartach książki poznajemy między innymi lekarza Rafała Gordona. Mężczyzna nie wierzy w działanie sił rodem z innego świata. Po pomoc zwraca się do nauczyciela łaciny i matematyki, niejakiego pana Antoniego Hrebeckiego. Zgadnijcie, kim naprawdę jest belfer darłowskiego liceum? Tak, to nasz dobry znajomy Edward Popielski! Uciekając przed przeszłością, osiada w Darłowie i chce uczyć młodzież. Zdemaskowany przez doktora Gordona postanawia złapać okrutnego zbrodniarza, chociaż zdaję sobie sprawę, że będzie to trudne zadanie. 

Fabuła Areny szczurów prezentuje się naprawdę interesująco. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam, więc trzeba pogratulować Markowi Krajewskiemu znakomitego pomysłu na trzymającą w napięciu książkę. Szkoda tylko, że odkrycie kart dotyczących gwałciciela, autor wpasowuje w połowie powieści. Mógł nas potrzymać troszkę w niepewności, zwodzić i naprowadzać na inne tory. Dlatego druga połowa Areny szczurów niespecjalnie przypadła mi do gustu, a nawet nieco zniesmaczyła. Dokładne opisy brutalności, prawdziwej masakry na ludzkiej osobie, mogą wywołać odruch wymiotny u niejednego twardziela. Jestem w stanie przez to wszystko przebrnąć, ale z tyłu głowy to niezbyt przyjemne wrażenie gdzieś pozostaje. Wrażliwsi czytelnicy powinni odłożyć dzieło Krajewskiego na półkę, chyba że tym razem będą wyjątkowo twardzi. 

Sam Edward Popielski też jakoś wypadł blado. Nie jest już tak krzepki, błyskotliwy i przekonujący jak dawniej. Rozumiem, że wiekowo nie można bohatera porównać do młodzieniaszka, ponieważ 62 lata jednak odbijają się na naturze człowieka. Niemniej widać, że Popielski jest tym wszystkim zmęczony, nie czuje się dobrze w Darłowie. Pewnie materiał na tę postać uległ wyczerpaniu, seria definitywnie zmierza ku końcowi. Być może Krajewski jeszcze tutaj pokombinuje, ale na razie nie robię sobie żadnych nadziei na odrodzenie niczym feniksa z popiołu osoby znanego detektywa. Na plus z pewnością zasługuje wkręcanie w fabułę elementów politycznych, przeszłość Popielskiego, to w końcu materiał na wielotomową książkę.
Jak więc możecie zauważyć, moje nastawienie do Areny szczurów nie jest przepełnione wielkim zadowoleniem, ale też nie stwierdzam, by książka odstawała zbytnio od reszty cyklu. Autor nadal trzyma wysoki poziom i nie zmienia swego stylu. Jeśli jesteście zainteresowani, śmiało sięgajcie po ostatni tom przygód znakomitego detektywa Edwarda Popielskiego.

OCENA
4 / 5

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości portalu urodaizdrowie.pl w ramach akcji Jesienne Czytanie.

piątek, 11 grudnia 2015

Wszyscy jesteśmy martwi


Autor: Katarzyna Grzędowska
Wydawnictwo: Novae Res
Oprawa: miękka
Liczba stron: 270
Cena okładkowa: 29 zł
Premiera: 24.08.2015
Tak fantastycznej okładki to ja dawno nie widziałam. Już przy naszym pierwszym spotkaniu wiedziałam, że mam do czynienia z unikatem pod względem szaty graficznej. Obwoluta maksymalnie przyciąga wzrok i co tu dużo ukrywać, mnie zachęciła do czytania. Nawet podczas lektury od czasu do czasu zerkałam na tę dziewczynę, która hipnotyzuje wzrokiem :) Może ktoś sobie pomyśleć, a pewnie tak też będzie, iż okładka to tylko wierzchnia strona książki, ta mniej ważna, jednak dla mnie taki początek ma ogromne znaczenie. Dlatego dzieło już na wstępie zyskało dużego plusa, byłam niezmiernie ciekawa co znajdę w środku. Pewność, że będzie to historia przepełniona fantazją, wypełniła mój umysł na całego. Nastawienie jak najbardziej pozytywne. Wrażenia po lekturze? O tym w dalszej części recenzji.

Na kartach powieści o jakże wymownym tytule, poznajemy dwójkę młodych ludzi. Alice i Dan są rodzeństwem, które wyrusza w podróż na koniec świata. Jak się pewnie domyślacie, nie obejdzie się bez przygód i zaskakujących zwrotów akcji. Nasi bohaterowie docierają do miejscowości o nazwie Koniec Świata. Na tym kończy się ich wspólne przemierzanie kolejnych kilometrów. Alice i Dan rozdzielają się, a następnie trafiają do dwóch, różnych domostw. Jakiś nocleg muszą znaleźć, więc większego wyboru chyba nie mają. Jak na ironię, domownicy z tych rodzin nie pałają w stosunku do siebie ogromną sympatią. Sama miejscowość jest po prostu dziwna i ... przerażająca. W miasteczku, do którego dotarli Alice i Dan osoby uznane za zmarłe chodzą sobie po ulicach i sprawiają wrażenie ciągle żywych! Jedzą, piją i funkcjonują prawie normalnie. Nie dziwcie się więc, że rodzeństwo jest mocno zszokowane zaistniałą sytuacją. Czy trafili tam wyłącznie przez przypadek?

No słuchajcie, dawno nie spotkałam się z tak zaskakującą fabułą. Książka wciąga i to na całego. Na jej czytanie przeznaczyłam sobie dwa lub trzy dni, ale pochłonęłam ją w jeden wieczór. W sumie chyba powinnam czytać dzieło Katarzyny Grzędowskiej głównie podczas dnia. Biegające umarlaki jakoś nie pasują do wieczornej pory, czy raczenia umysłu porcją wrażeń przed samym snem. Można mieć koszmary!
Książka nie ma wartkiej akcji i to staje się po części jej wadą. Są odbiorcy, którzy chcą być porwani w wir wydarzeń już od pierwszych stron. Tutaj wszystko toczy się nieco powoli, autorka stopniowo wprowadza nas w całą historię, umiejętnie dozuje informacje. Na szczęście potem przyspiesza, ale nim się obejrzymy, ostatnie strony przelecą nam przez palce. Szkoda, ponieważ pomysł na książkę Pani Grzędowska miała naprawdę oryginalny. Są wątki, które wyglądają tak, jakby zostały wciśnięte na siłę, uważam, że niektóre mogły zostać pominięte.

Wszyscy jesteśmy martwi, to ciekawa książka dla czytelników w każdym wieku. Przymykając oko na niewielkie niedociągnięcia, będziemy mieli okazję poznać wciągające dzieło, pełne zdarzeń rodem z dobrego thrillera. Paleta postaci została przez autorkę odpowiednio nakreślona, nikt nie jest idealizowany, lub zepchnięty na boczny tor. Ci, którzy powinni być zauważeni z pewnością nie umkną waszej uwadze :) Szkoda tylko, że cała książka ma tak mało stron. Ja z chęcią sięgnęłabym po dzieło Katarzyny Grzędowskiej liczące przykładowo ponad trzysta lub czterysta kartek. Może kiedyś moja ciekawość, jeśli chodzi o inne książki autorki, zostanie zaspokojona. Na razie, mogę wam polecić powieść Wszyscy jesteśmy martwi z nadzieją, że się spodoba i nie rozczaruje tych wymagających czytelników.

OCENA
4,5 / 5

Moja recenzja również na zaczytajsie.pl

środa, 2 grudnia 2015

Wiry losu


Tytuł: Wiry losu
Autor: Adam Szymański
Wydawnictwo: Novae Res
Oprawa: miękka
Liczba stron: 452
Cena okładkowa: 38 zł
Premiera: 28.08.2015
Czytanie tej książki odkładałam w czasie. W końcu postanowiłam, że i na nią przyszedł czas. Nie powiem, by okładka zachęcała mnie mocno do nowej lektury. Wręcz nieco odpychała, ale o kwestiach technicznych opowiem wam za chwilę. Zachęciła mnie natomiast moja niewiedza związana z osobą autora. Nie słyszałam o Panu Adamie, za co pewnie powinnam się wstydzić, ale obiecuję, że nadrobię zaległości :) Nie stwierdzę jednak, że pierwsze strony książki, bezgranicznie wciągnęły mnie w fabułę. Miałam nawet ochotę odłożyć Wiry losu tam, gdzie ich miejsce. Byłam twarda, przeczytałam powieść do końca i z dumą stwierdzam, iż zrobiłam bardzo dobrze. Nie zawsze powinniśmy ufać pierwszemu wrażeniu, bo i drugie potrafi być naprawdę przyjemne. 

Docent Julia Waliszewska - Dobosz cudem uchodzi z życiem. Datę 4 czerwca 1989 zapamięta pewnie na długi czas. Na pekińskim placu Tiananmen dochodzi do masakry. Julia, polska socjolożka zostaje ranna. Chyba opatrzność czuwała nad nią, ponieważ ostatkiem sił dostała się na samolot lecący do Polski. Teraz wreszcie może odetchnąć z ulgą...
Na pokładzie samolotu Julia poznaje doktora Marka Aurelskiego. Szybko nawiązują nić porozumienia, rozmawiają tak, jakby się znali dobre kilka lat. To początek romantycznej historii w prawdziwym centrum politycznych wydarzeń. Czy takie uczucie może przetrwać? Czy wydarzenia rozgrywające się wokół nich będą miały wpływ na świeży związek?

Fabuła książki pewnie nie będzie dla wielu czytelników potwornym zaskoczeniem. Romans jak romans, nic odkrywczego, ale zaprezentowanego z odpowiednim smakiem. Autor dozuje nam wrażenia, nie odkrywa wszystkich kart już na początku książki. Dużą zaletą jest natomiast umiejscowienie miłosnego wątku w roku 1989, w samym centrum politycznych przewrotów. Obserwujemy jednocześnie powolne kształtowanie demokratycznego państwa, a co za tym idzie, jednoczesny wpływ wydarzeń na życie głównych bohaterów.
Autor pokusił się o "dorzucenie" do swego dzieła mądrych przemyśleń, za które ja muszę podziękować. Wiry losu stały się dzięki temu książką wartościową, a nie kolejnym lekkim czytadłem dla dorosłych odbiorców. Sami bohaterowie zastanawiają się nad sensem życia, nie są bierni, ale starają się odmienić na lepsze swój los.

Niestety, jak wspominałam, od strony technicznej z książki jestem niezadowolona. Okładka wygląda nieco tandetnie, nie ma w niej czegoś, co zwracałoby uwagę. O ile lubię dialogi, to w Wirach losu jest ich ogrom! Czasem nie wiedziałam, co kto mówi, gubiłam się niesamowicie... Brakowało mi również wyraźnego podziału na rozdziały, częste braki myślników też dawały nieźle popalić. Nie było konieczne również powtarzanie tytułów naukowych głównych bohaterów z taką częstotliwością. Jestem w stanie to zapamiętać... Książka naprawdę jest dobra, wartościowa i warta poznania, ale te pewne niedociągnięcia mogą odstraszyć niektórych czytelników. Czekam w związku z tym na kolejne dzieła Adama Szymańskiego z nadzieją, że zostaną nam zaserwowane przez wydawnictwo z większą dbałością o szczegóły.

OCENA
4 / 5

Moja recenzja również na zaczytajsie.pl