Kryminały to zdecydowanie nie mój ukochany, ulubiony gatunek, po który sięgam bez cienia wahania. Należę do osób czytających różności, lecz z pewnym zastanowieniem. Kryminały ostatnio jakimś cudem do mnie trafiają, a przecież za nimi nie przepadam. Moce tajemne, czy co? :) Jak zwał, tak zwał... Martwe dziewczyny przeczytane i dziś mogę już zdradzić wam na temat tej książki coś więcej niż zwiastuje opis na okładce. Bo sami doskonale wiecie, że z tyłu obwoluty wszystko może się wam podobać, a wnętrze rozczaruje na całego. Jak u mnie sytuacja wyglądała? Czy dzieło Graeme Cameron przypadło mi do gustu? O tym w dalszej części recenzji...
Seryjny morderca grasuje i pokazuje na co go stać. Policyjna obława ma mu w tym przeszkodzić, lecz nic nie jest takie proste. Kilku funkcjonariuszy podczas tej akcji zostaje zabitych, a detektyw Alisha Green zostaje poważnie ranna. Kobieta ma w sobie jednak ogromną siłę i już po dwóch miesiącach powraca do pracy. Teraz ma nowy cel - złapać szaleńca! Niestety ci, którzy gdzieś tam może go widzieli, znają jego twarz, w zaskakujących okolicznościach żegnają się z życiem. Jak to? Dlaczego? W jaki sposób? Pytania piętrzą się, a szukanie na nie odpowiedzi, z pewnością przysporzy pani detektyw mnóstwo problemów. Sprawę komplikuje kiepskie zdrowie Alishy, jej kłopoty z pamięcią dają się we znaki. Kobieta nie wie już, czy to co przeżyła było tylko fantazją, czy prawdziwym zdarzeniem. Czy morderca zostanie schwytany?
Żaden ze mnie spec od kryminałów, ponieważ takowych nie czytam namiętnie, ale jeśli coś podobnego, w jakiś tajemniczy sposób mnie zaciekawi - czemu nie! Martwe dziewczyny zapowiadały się naprawdę ciekawie, miałam wielką chrapkę na książkę Cameron praktycznie od momentu, gdy pojawiła się w zapowiedziach. Ale, ale... Mój zapał do czytania tejże książki opadł gdzieś po zapoznaniu się z połową kartek. Później wszystko stało się mega chaotyczne, trudno zrozumiałe, zamotane, pokręcone na całego. I chociaż Martwe dziewczyny starałam się czytać w skupieniu i z wielką uwagą, no niestety, strasznie się gubiłam i nie mogłam w powieści znaleźć sensu. Szkoda, bo początek, a właściwie połowa, była mega udanym czytadłem.
Mam wrażenie, że książce brakło bardziej rozbudowanej części obyczajowej. Gdyby takowa była faktycznie nakreślona porządnie, z rozwagą, być może Martwe dziewczyny byłyby bardziej do ogarnięcia dla zwyklaka, a nie tylko dla fana kryminałów. Oczywiście to tylko moje marudzenie i domysły ;) Bo już kreacja głównej bohaterki, pani detektyw, bardzo mi się podobała i to od samego początku do końca. Reszta postaci jakoś nie zapadła mi szczególnie w pamięć. Nawet ten morderca "zjechał" gdzieś na boczne tory powieści. Szkoda, że Martwe dziewczyny nie były tak doskonałe jak myślałam. Niemniej, nie będę wam kryminału odradzała. Zawsze możecie przeczytać ;)
Tytuł: Martwe dziewczyny
Autor: Graeme Cameron
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Oprawa: miękka
Liczba stron: 304
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz