środa, 23 października 2019

Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska

 
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka

Opis

 Przygotujcie się na solidną dawkę znakomitego humoru, oto nowe wydanie kultowej powieści fantasy Martyny Raduchowskiej!
Kto by pomyślał, że potomkini wielkiego rodu czarodziejów, wróżbitów i telepatów zbuntuje się wobec rodzinnej tradycji… Ida Brzezińska ma osiemnaście lat i uważa magię za stek bzdur. Jak sama twierdzi, taka z niej czarownica, jak z koziego zadka waltornia. Jedyne, o czym Ida marzy, to spokojne życie młodej dziewczyny: wymarzone studia psychologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, mieszkanie w akademiku, poznawanie świata… Niestety przeszkadzają jej w tym pojawiające się ni stąd ni zowąd trupy. Widzenie zmarłych i przewidywanie śmierci ludzi żyjących to magiczny dar, długo poszukiwany przez rodziców Idy. Nie jest łatwo być medium… a dodatkowo Ida ma prawdziwego Pecha!

 O trudnościach płynących z bycia medium

Wiecie co? Domownicy śmieją się ze mnie niesamowicie, że moje gusta czytelnicze czasem są naprawdę dziwne i przeróżne. Ale cóż ja na to poradzę, iż czasem mam ochotę na wyciskacz łez, a czasem na szaloną książkę fantasy, która nie ma większego sensu i morału ;) Tak to ze mną bywa i nie mam zamiaru się zmieniać. Dlatego nie dziwcie się wcale, że dziś przychodzę do was z recenzją książki, którą taka stara baba jak ja raczej nie powinna wybierać. Bo już nie wypada, bo trzeba dorosnąć i skupić się na poważniejszych dziełach. A gdzie tam! Ja idąc za ciosem przeczytałam pozostałe dwie książki Martyny Raduchowskiej i wcale się nie wstydzę... że do gustu przypadły mi niesamowicie. Dziś jednak chciałam wam przedstawić nieco bliżej Szamankę od umarlaków. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakaś szczególna nowość, ale może ktoś o tej książce nie słyszał, a lubi fantastykę i nieco szaleństwa w powieściach. Bo muszę zaznaczyć, że niniejsza pozycja nie jest taka zwyczajna. Tutaj aż roi się od dobrego humoru, zwariowanych bohaterów z główną postacią na czele - Idą. Dawno tak dobrze nie bawiłam się podczas lektury jakiejkolwiek książki. Autorka totalnie rezygnuje z utartych schematów i tworzy coś swojego, coś niesamowicie oryginalnego, co naprawdę się podoba i to nawet starszym czytelnikom. 

Ida to z pozoru zwykła, normalna dziewczyna, jakich wiele na tym świecie. Ida marzy o studiach i w sumie jak najszybciej chce wyrwać się z rodzinnego domu. Pod skrzydłami nadopiekuńczych rodziców nie czuje się najlepiej. Wreszcie trafia do akademika, a tam... spotyka ducha zmarłej studentki. Dochodzi do wniosku, że nic, tylko jest prawdziwym medium. Z tego powodu i tych umiejętności Ida wcale nie jest zadowolona. No, bo kto z was chciałby na każdym kroku spotykać trupy?! Nasza bohaterka z pomocą pokręconej ciotki będzie się starała jakoś ujarzmić swój dar. Czy osiągnie sukces? Czy ciągły Pech wreszcie da jej spokój? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w książce Szamanka od umarlaków. Przygotujcie się na ostrą jazdę!  

Technicznie

No, zakochałam się w stylu autorki! Wiedziałam, że będzie nieco inny, szalony, lecz nie sądziłam, że aż tak! Książkę czyta się błyskawicznie, chociaż pierwsze rozdziały należą raczej do spokojnych, naszpikowanych humorem. Dopiero po jakimś czasie wszystko się rozkręca, nabiera niesamowitego tempa. Historia robi się bardziej poważna, mroczna i zapierająca dech w piersiach. Myślę, że autorka powoli przygotowywała nas do tego, co stanie się później. Końcówka może też troszkę za spokojna, ale przynajmniej pozwoliła nam ochłonąć ;)

Bardzo, ale to bardzo polubiłam bohaterów i to nie tylko Idę. Ciotka Tekla robi tutaj niezłą robotę, chociaż jej zrzędliwość chyba każdego doprowadziłaby do szewskiej pasji. Ciekawą osobistością jest niejaki łapacz snów o imieniu Gryzak. Oczywiście to tylko namiastka tych doskonale wykreowanych bohaterów. Każdy z nich jest w tej historii po coś, każdy ma swoją misję do wypełnienia.

Podsumowując

Szamanka od umarlaków Martyny Raduchowskiej, rozbudziła moją ciekawość i maksymalnie zachęciła do sięgnięcia po kolejne części serii o przygodach Idy. Te już przeczytane, lecz nie jest to temat na dzisiejszą recenzję. Myślę, że książka przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy kochają fantastykę, powieści o umarlakach, trupach i duchach. Tak jak wspominałam, jest tutaj bardzo mrocznie, miejscami strasznie, ale też niesamowicie śmiechowo ;) Autorka posiada niesamowity dar łączenia tych odmiennych uczuć w swoich książkach o czym mogłam się przekonać w późniejszym czasie. Szamanka sprawiła, że zrelaksowałam się, przestałam myśleć o problemach, a samą lekturą ani przez minutkę nie czułam się znudzona. 

wtorek, 22 października 2019

Gdybyś tu był - Renee Carlino

Gdybyś tu był 
Autor: Renee Carlino
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 328
Oprawa: miękka

Opis

Charlotte to urocza kelnerka, która pracuje w podrzędnej restauracji w Los Angeles. Jej życiu brakuje wyrazistości, a ona sama tęskni za czymś, co wreszcie nada mu sens. Kiedy los stawia na jej drodze charyzmatycznego malarza Adama, jest pewna, że spotkała miłość swojego życia.


Ten klasyczny romantyczny scenariusz przybiera jednak nieoczekiwany kierunek po wspólnej nocy. Chłodne zachowanie Adama pozostawia porzuconą Charlotte z pytaniami i jak się okazuje, nie na wszystkie chciałaby znać odpowiedź. Kiedy odkrywa, że Adam odtrącił ją, by chronić ją przed trudną prawdą, wie jedno – wykorzysta jak najlepiej każdą minutę z tych, które jeszcze im zostały.

Bo przy boku ukochanej osoby, czas pędzi jak szalony

 Mamy piękną pogodę, więc pomyślałam sobie, że na tak słoneczne dni trzeba wybrać jakąś lekką lekturę. Na cięższe, bardziej skomplikowane egzemplarze, przyjdzie jeszcze czas. Zachciało mi się czegoś romantycznego, przyjemnego w odbiorze i niezbyt zobowiązującego. Wybrałam książkę Gdybyś tu był i wcale nie spodziewałam się, że historia tutaj przedstawiona, tak mocno wryje się w moją pamięć. Maniaczka powieści ckliwych ze mnie żadna, lecz kiedy już coś mnie z tego gatunku zaciekawi, dla wybrańca potrafię zarwać noc. Tak było w tym przypadku. Książkę przeczytałam z przerwami podczas jednego ze słonecznych, jesiennych dni, a zakończyłam ją późno w nocy - obowiązki wzywały, ale koniec końców przegrały z dziełem Renee Carlino ;) Muszę przyznać, że dawno nie napłakałam się tyle, co podczas lektury Gdybyś tu był. Cała fabuła przypomina nieco powieść Jojo Moyes, ale tylko przypomina. Niniejsza pozycja literacka sprawia, że czytelnik po prostu roni szczere łzy, ale ma też okazję do wielkiego, szerokiego uśmiechu. Autorka zręcznie operuje uczuciami, potrafi zaciekawić czytelnika, a przede wszystkim zafundować mu wrażenia, które przypominają emocje z rollercoastera. Jest czas na odetchnięcie, lecz nie ma to nic wspólnego z nudą. Każda strona książki dawała mi ogrom satysfakcji. 

Za świetnym odbiorem książki, stoją głównie świetni bohaterowie. Moje serducho skradła oczywiście główna postać, Charlotte. Ma dwadzieścia siedem lat i pracuje jako kelnerka. Dziewczyna ciągle szuka swojej drogi, swojego celu, lecz jest to dla niej bardzo trudne. Charlotte i jej współlokatorka mają raczej luźne podejście do związków, jednak przyjdzie taki moment w życiu naszej bohaterki, że pozna czym jest prawdziwa miłość. Spotyka Adama, malarza, człowieka w którym zakochuje się momentalnie. Niestety po spędzonej z nim nocy wszystko zaczyna się psuć. Adam zachowuje się dziwacznie i zdecydowanie odtrąca Charlotte. Dlaczego? Tego wam nie zdradzę, ale możecie mi wierzyć, że mężczyzna miał swoje powody do takiego zachowania. Czy ta dwójka będzie razem? Czy w obliczu ogromnych problemów będą umieli wykorzystać każdą, daną im chwilę?

Technicznie

 Okładka książki przypadła mi do gustu, chociaż według mnie charakteryzuje ona bardziej lżejsze, typowo obyczajowe dzieła. W tym przypadku o sielance powiedzieć trudno, bowiem w powieści tak jak wspominałam, sporo jest momentów idealnych do płaczu i pociągania nosem. Musicie więc pamiętać o chusteczkach - koniecznie. Specjalnym wrażliwcem nie jestem, a tutaj proszę, strasznie poruszyła mnie cała ta historia. Na samym początku, przyznaję się bez bicia, nie byłam przekonana do tej powieści, dialogi jakoś specjalnie mnie nie urzekały, a rzekłabym nawet, że nieco irytowały. Tak było tylko przez kilka stron, bo po jakimś czasie doznałam szoku - ta historia okazała się być po prostu doskonała. Chwyta za serce jak żadna inna, nie pozwala o sobie zapomnieć przez długi czas i ciągle angażuje czytelnika. 

Początek był trudny, lecz późniejsze wrażenia wynagrodziły wszystko. Gdybyś tu był to powieść mająca sens, która nie poraża bezmyślnością bohaterów, a wywołuje tylko podziw i uznanie w ich stronę. Zdaje sobie sprawę, iż nie wszyscy darzą sympatią podobne dzieła, lecz niniejsza pozycja literacka znacznie odbiega od błahych, nużących obyczajówek tylko dla kobiet.

Podsumowując

 Gdybyś tu był wyciśnie z was potok łez. Nie sądziłam, że książka będzie tak poruszająca, tak mądra i prawdziwa. Pokazuje zachowania człowieka w obliczu tragedii, jego walkę o lepsze życie, o życie w towarzystwie ukochanej osoby. Jeśli jesteście fanami dzieł o miłości, to akurat ta pozycja będzie dla was idealna. Dla tych, którzy na co dzień sięgają po zupełnie inne książki mam pewne zalecenia i radę - dajcie szansę niniejszej pozycji. Sama liczyłam na niezbyt wyszukaną opowieść, a rozsmakowałam się w każdym słowie autorki, na długo zapamiętam bohaterów i ich problemy. Ja żyłam tą historią, byłam dzielnym towarzyszem przedstawionych osobistości. Nie chcę wam tutaj zdradzać zbyt wiele z fabuły, ale możecie mi wierzyć, że autorka porusza w niniejszej nowości także problem życia w żałobie... 

Pokochaliście powieści Jojo Moyes? Pamiętacie i lubicie książki Gwiazd naszych wina, Zanim się pojawiłeś? Jeśli na obydwa pytania odpowiadacie twierdząco, to możecie być pewni, że Gdybyś tu był powinno znaleźć się na waszej czytelniczej liście. Nie będziecie żałować - gwarantuję! 

Za egzemplarz dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl

sobota, 19 października 2019

Powrót Temudżeinów - John Flanagan

 
Cykl/Seria: Drużyna #8
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka

Opis
 
Załoga ,,Czapli’’ przebywa w rodzimej Skandii, ale nad ich zazwyczaj spokojną ojczyzną zbierają się ciemne chmury. Temudżeini, bezwzględni wojownicy ze stepów Wschodu, nie zrezygnowali ze swoich ambitnych planów ataku na Skandię. Teraz właśnie postanowili wyruszyć na wyprawę i podbić niepokorny kraj. Hal wraz ze swoją załogą stają do walki. Na pokładzie „Czapli” muszą pokonać zdradziecki nurt lodowatej rzeki, aby powstrzymać wroga – bez względu na cenę.
Powrót Temudżeinów to pełen wartkiej akcji ósmy tom cyklu Drużyna.

Kolejne niebezpieczeństwo

 Po raz kolejny miałam przyjemność przeczytać książkę Johna Flanagana. Myślę, że wielbiciele tego autora już bez większego zastanowienia, bez chwili wahania, sięgną po kolejną powieść należącą do cyklu Drużyna. Flanagan odpowiada również za Zwiadowców, których również przeczytałam i co najważniejsze, bardzo polubiłam. Powrót Temudżeinów to już ósmy tom Drużyny, ale na wstępie mogę zdradzić, że wcale nie gorszy od poprzedników i nie ustępujący im pod względem prowadzenia akcji, czy przedstawiania dalszych losów naszych ulubionych bohaterów. Z kontynuacjami bywa różnie o czym pewnie mieliście okazje przekonać się wielokrotnie. Flanagan jednak zadziwia i widać, że ciągle jest w doskonałej formie. Tak sobie myślę, co ja będę czytać, kiedy autor postanowi zakończyć swoje serie ;) Zanim to jednak nastąpi, pozwólcie, że przedstawię wam bliżej najnowszą książkę o przygodach załogi Czapli. 

Cała grupa przebywa w rodzinnej Skandii i ma nadzieję, że wreszcie będzie miała trochę spokoju i wytchnienia. Po potyczce z okrutnymi piratami chyba im się należało. Niestety załoga Czapli po raz kolejny będzie musiała zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Do granic ich ojczyzny nadciągają bowiem okrutni Temudżeini, którzy są niesamowicie uparci i chyba nie boją się po raz kolejny rozpocząć walk. Hal i cała reszta znów będzie musiał ratować nie tylko siebie, ale i resztę mieszkańców Skandii. Na pokładzie swojego okrętu, w towarzystwie przyjaciół Hal da z siebie wszystko, chociaż wielokrotnie zobaczycie, że było naprawdę ciężko i niebezpiecznie. 

Technicznie

Jedni mogą kręcić nosem, że autor wlecze się z całą akcją, że na siłę dopisuje kolejne tomy, ale ja nic takiego nie odczułam. Po raz kolejny jestem zachwycona. Flanagan jak żaden inny pisarz potrafi czarować słowem i operuje naprawdę przebogatą wyobraźnią. Można być tylko zachwyconym tymi plastycznymi opisami, wartką akcją, mądrymi dialogami. Książkę czyta się błyskawicznie, aż może zbyt szybko. Ja chciałam ją na samym początku dozować, by przyjemności starczyło na dłuższy czas, lecz koniec końców nie wytrzymałam. Jeden wieczór wystarczył mi, by poznać kolejne przygody lubianych bohaterów. Bardzo się cieszę, iż mogłam się spotkać z nimi raz jeszcze. 

Zapytacie kogo lubię z nich najbardziej? No, oczywiście, że Hala. Ten młokos już od samego początku niesamowicie mi zaimponował. Chłopak chociaż młody i wydawać by się mogło, że o życiu wie niewiele, ciągle kieruje się sercem i rozumem. Oczywiście popełnia i błędy, lecz autor wcale go nie usprawiedliwia i idealizuje. Bardzo lubię również bliźniaków Ulfa i Wulfa - mega zabawnych i nieco szalonych. Mądrością i opanowaniem, a także niesamowitą siłą służy Thorn. Każda z tych osobistości wnosi coś do powieści, wzbogaca całą akcję, zapada w pamięć i po prostu nie da się nie polubić. 

Podsumowując

Nie mam i nie miałam nic do zarzucenia żadnej z książek Flanagana, więc i w przypadku Powrotu Temudżeinów mogę być tylko usatysfakcjonowana. W sumie powieść przeznaczona jest dla młodszych czytelników, lecz gwarantuję wam, iż wielbiciele gatunku w wieku dorosłym, również mogą polubić całą serię. Powieść nie jest z rodzaju tych, które zostały pozbawione jakiegokolwiek głębszego sensu. Z Powrotu Temudżeinów jak i z pozostałych dzieł należących do serii Drużyna możemy wywnioskować, że najważniejsze jest wsparcie przyjaciół i najbliższych. Jak więc widzicie, niby lekkie i przyjemne czytadło, a z prawdziwym przesłaniem - ciągle aktualnym. 
Nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco zachęcić was do przeczytania niniejszej nowości z nadzieją, że również przypadnie wam do gustu. Polecam! 

piątek, 18 października 2019

Mój nowojorski maraton - Sebastien Samson

Okładka książki Mój nowojorski maraton 
Autor: Sebastien Samson
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 192
Oprawa: miękka

Opis

 Sebastien, spokojny i nieśmiały nauczyciel rysunku, pod wpływem zakrapianej winem rozmowy z żoną i przyjaciółmi podejmuje szaloną decyzję – weźmie udział w nowojorskim maratonie! To, że nie prowadzi aktywnego trybu życia i nie biegał od prawie 20 lat nie ma znaczenia. Ważne, by udowodnić coś sobie i innym!

Sebastien jeszcze nie wie, jakiemu reżimowi będzie musiał poddać własne, lekko już podstarzałe, ciało. Nie podejrzewa nawet, że równie wiele będzie musiała znieść jego psychika. Podejrzewa jednak, że to wyzwanie na zawsze odmieni jego życie.

Autobiograficzny komiks Sebastiena Samsona to opowieść pełna humoru, ale też niezwykle ciekawych obserwacji o wyzwaniach, jakie niesie ze sobą wyczynowe bieganie i o tym, jak wpływa ono na pracę naszego ciała. To także list miłosny do Nowego Jorku i jednego z największych sportowych wydarzeń, jakie odbywają się w tym fascynującym mieście.

 Walka ze swoimi słabościami

Na dziś przygotowałam dla was recenzję książki, która tylko z pozoru wygląda zwyczajnie. Jest to bowiem komiks, a chyba komiksów jeszcze tutaj nie opisywałam. Nadszedł więc ten moment i pierwsze dzieło tego typu zagościło na moim blogu. Jak się pewnie domyślacie, jego lektura nie zajęła mi zbyt wiele czasu. Szybko uporałam się z treścią. Nie sądziłam jednak, że niniejsza pozycja literacka będzie siedziała w mojej głowie dłużej niż kilka minut. Pomyślałam sobie, że w takim komiksie znajdę minimum mądrości, a tylko zwykłą rozrywkę. Myliłam się bardzo, bowiem książka nie jest błahą historyjką i opowieścią o mężczyźnie, który tylko chciał być najlepszy i zdobyć uznanie w oczach otoczenia. To opis walki ze swoimi słabościami, z różnorodnymi przeciwnościami losu - typu fizycznego, technicznego, ale głównie są to sprawy związane z ludzką psychiką. Możecie więc być zadziwieni mądrą treścią książki, chociaż jej forma wskazywałaby raczej na lekką, przyjemną w odbiorze pozycję. Naturalnie, całość czyta się świetnie, lecz coś tam z tej lektury w głowie jeszcze pozostaje.

Kim jest maratończyk? To Sebastien Samson, nauczyciel rysunku. Jak więc można się domyślić, komiks jest również autobiografią. Sebastien pod wpływem chwili, emocji, decyduje się na udział w nowojorskim maratonie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ten oto człowiek z bieganiem miał nigdy nie po drodze. Jednak Sebastien to typ człowieka, który jak coś sobie postanowi, to nie ma uproś! Powolutku, z ogromnymi trudami i wysiłkiem, wierząc w swoje możliwości, wykonał to, co sobie wcześniej zaplanował. Ja bym tak nie potrafiła i w sumie nigdy nie zdecydowała na coś tak morderczego, tylko pod namowami innych. Każdy z nas jest jednak inny, każdy inaczej upatruje szczęście, więc pod tym względem akurat nie chcę tutaj autorowi niczego zarzucać. Jestem jednak pełna podziwu jak był wytrwały, jak mocno wierzył w to, że faktycznie mu się uda. Wszak doskonale wiecie, że bieganie nie należy do najłatwiejszych dziedzin sportu. Brr... ja tego w szkole nigdy nie lubiłam.

Technicznie

Jest to komiks, więc i formę książki mamy specyficzną. Jedni lubią takie obrazkowe opowiastki, inni nie potrafią się przy nich skupić. Osobiście kiedyś bardzo często sięgałam po komiksy, teraz nieco mniej. Mój nowojorski maraton sprawił jednak, że przypomniałam sobie, właśnie jak bardzo lubiłam dzieła z ilustracjami i dymkami ;) W tym przypadku przyjemnie mi się wszystko czytało, szybko nawiązałam nić porozumienia z autorem, nie gubiłam wątku i dzielnie zmierzałam do końca. W sumie spodziewałam się sukcesu ze strony naszego maratończyka, ale wiecie, miejscami nie było to takie oczywiste. Komiks nie jest kolorowy, lecz dla mnie nie miało to większego znaczenia - a właściwie nie zniechęcało absolutnie. Mogłam sobie na swój sposób "pokolorować" przedstawioną historię i tym samym ruszyć głową. 

Podsumowując

Bieganie to ciężki kawałek chleba. Zawsze podziwiałam sportowców na ekranie telewizora, ale to do biegania mam największy szacunek. Moja znajoma przebiegła już kilka maratonów, ale pamiętam jak zaczynała... Było strasznie! Dlatego doskonale rozumiem autora, wiem, jak trudną drogę musiał przejść, by potem móc się chwalić medalem. To walka z samym sobą, często z trudnymi warunkami atmosferycznymi. Dlatego z tym większym zapałem czytałam komiks, a potem posunęłam go znajomej biegaczce. Myślę, że niniejszy bestseller skradnie serducho każdego miłośnika sportu, niekoniecznie tylko biegania. Jednak nawet jeśli z wysiłkiem fizycznym nie macie wiele wspólnego (czyt. ja), doskonale odnajdziecie się w przedstawionej historii. Polecam!

Za egzemplarz dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl

 

czwartek, 17 października 2019

Pan Doubler zaczyna od nowa - Seni Glaister

Autor: Seni Glaister
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka 

Opis

Pan Doubler o ziemniakach wie wszystko, rozmawia z nimi częściej niż z własnymi dziećmi, które widuje tylko podczas niedzielnych obiadów. Chce zostać hodowcą wszech czasów. Poglądami dzieli się jedynie z panią Millwood, gospodynią, która pomaga mu prowadzić dom. Choroba pani Millwood to prawdziwa katastrofa. Mały świat Doublera zaczyna drżeć w posadach, nadzieja na realizację ambitnych planów rozwiewa się jak dym. Jednak codzienne rozmowy telefoniczne z przebywającą w szpitalu gospodynią mają na niego zbawienny wpływ. To pod jej wpływem Doubler zaczyna dostrzegać ludzi i świat wokół siebie, bez których do tej pory tak świetnie się obywał. Ciepła, zaprawiona nutą nostalgii i dyskretnego humoru opowieść o przyjaźni, dobroci i o tym, że nigdy nie jest za późno na zmiany.

Na zmiany nigdy nie jest zbyt późno

Oto książka po której nie spodziewałam się jakichś cudów. Miała to być kolejna pozycja literacka idealna na nudne, aczkolwiek słoneczne popołudnie. Opis na okładce zaciekawił mnie, ale też w pewnym stopniu zachęcił do lektury. W sumie wiedziałam i byłam nawet przekonana, że niniejsze dzieło odejdzie szybko w zapomnienie i nie pozostanie w mojej głowie na długo. A tutaj totalne zaskoczenie! Dziś bardzo trudno jest mi ubrać w słowa swoje wrażenia po lekturze powieści Seni Glaister. Jestem bardzo zadowolona, a nawet szczęśliwa, że coś takiego trafiło do mnie i do mojej biblioteczki. Nie jest to kolejne czytadło dla młodzieży, coś z fantastyki, czy kolejna lekka i niezobowiązująca powieść dla kobiet. To niezwykle dorosłe, mądre dzieło, które skradło moje serce, na dobre zagościło w mojej głowie i nie pozwoliło o sobie zapomnieć przez długi czas. Nie tego się spodziewałam, ale oczywiście jestem przeszczęśliwa, że miałam okazję przeczytać Pana Doublera. Jedna decyzja, co do wyboru książki z oferty wydawnictwa, faktycznie przyniosła korzyść.

Kim jest tytułowy Pan Doubler? Cóż, to osoba z którą mogłabym się zaprzyjaźnić w realu i z racji tego, że mieszkam na wsi, pogadać nieco o ziemniakach. Pan Doubler jest specjalistą w dziedzinie uprawy tej rośliny, planuje zdobywać nawet nagrody, ale wciąż chce być jeszcze lepszy. Z ziemniakami rozmawia znacznie częściej niż z dziećmi, co może nie jest dobre dla relacji rodzinnych, lecz Doubler nade wszystko chce spełniać swoje plany i marzenia. Jedynym głosem rozsądku w całej tej sytuacji, jest pani Millwood. To właśnie ona i tylko ona potrafi sprowadzić pana Doublera na ziemię. Niestety kobieta jest chora i musi iść do szpitala. Pan Doubler postanawia dotrzymać jej towarzystwa, chociażby za pomocą rozmów telefonicznych. To od nich rozpoczyna się przemiana naszego bohatera... 

Technicznie

Piękna, przejmująca i niesamowicie prawdziwa. Taka właśnie jest ta opowieść. Od pierwszych stron nawiązałam ogromną, szczególną więź z bohaterami, a głównie z panem Doublerem. I chociaż jest to książka o ludziach raczej starszych, dzieło idealnie wpisało się w moje gusta. Wiecie dlaczego? Bo nie ma tutaj przysłowiowego "lania wody", a tylko problemy i życie normalnych ludzi. Pan Doubler bardzo mi zaimponował i to już praktycznie od samego początku. Pomimo tego, że nie potrafił nawiązać porozumienia ze swoimi dziećmi, ciągle był odrzucany, radził sobie jakoś ze samotnością i nie pozostał bierny. Nasz bohater znalazł sobie ciekawe zajęcie, a co najważniejsze, czerpał z niego wielką radość. Nie wiem czy ja bym tak umiała... Nie bez znaczenia jest również postać pani Millwood, która pomimo choroby, potrafiła pomóc drugiemu człowiekowi. 

Podsumowując 

 Dawno nie czytałam tak ciepłej, tak mądrej, a jednocześnie wciągającej powieści obyczajowej z bohaterami, którzy nie należą do najmłodszych, ale w duchu ciągle potrafią być radośni i przyjaźni. Pan Doubler zaczyna od nowa, to zdecydowanie bardzo dojrzała powieść, która jest w stanie zaciekawić nie tylko fana gatunku, ale i przypadkowego odbiorcę. W książce nie zabrakło dobrego humoru, nadającego całości odpowiedniego klimatu i nie tworzącego tym samym tylko przygnębiającego nastroju. Dosłownie pokochałam styl autorki, pozbawiony udziwnień i ozdobników. Czekam z niecierpliwością na jej kolejną książkę, bo ta jest po prostu fantastyczna. Niniejsza powieść pokazuje nam, że na zmiany nigdy nie jest za późno, że przyjaźń jest niesamowicie ważna i nie trzeba tracić nadziei... Czasem musi być źle, żeby później było już tylko lepiej. I tego się trzymajmy! 

wtorek, 15 października 2019

Dziewczyna o chabrowych oczach - Catherine Cachee

Okładka książki Dziewczyna o chabrowych oczach 
Autor: Catherine Cachee
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 490
Oprawa: miękka 

Opis

 Paix to wiekowe miasteczko, starannie ukryte w głębi lasu rozpościerającego się na północ od Strasbourga, zamieszkane przez tajemnicze istoty, które pragną żyć poza ludzką cywilizacją. Panujący tu odwieczny spokój zostaje pewnego dnia zakłócony przez brutalną napaść. Ci, którzy ocaleli z masakry, trafiają do ludzkiego świata, znanego im dotychczas jedynie z opowieści. Mimo strachu i uprzedzeń starają się go poznać i zrozumieć. Ale czy to możliwe, by między tymi dwoma, tak odległymi od siebie światami, kiedykolwiek nawiązała się nić przyjaźni?

Siła przyjaźni 

Piękna, złota jesień, zachęciła mnie do regularnego sięgania po jakąś książkę. Nie ma nic lepszego od dobrej lektury, kubka pysznej kawy i jakiejś ławeczki do której docierają nieśmiałe promienie słońca. W takiej oto scenerii przeczytałam powieść Catherine Cachee Dziewczyna o chabrowych oczach. Sam prolog dosłownie wbił mnie w fotel i bardzo chciałam poznać całą historię od razu. Niestety obowiązki mniej przyjemne wzywały i nie pozwalały rozkoszować się lekturą. Ale kiedy już znalazłam chwilkę na czytanie książki, to z zapałem zabrałam się właśnie za Dziewczynę o chabrowych oczach. Niniejsze dzieło dosłownie pożarłam, a nie dzieliłam je sobie na rozdziały i rozkoszowałam się lekturą. Dawno nie miałam przed sobą tak świetnie skonstruowanej książki typu YA. Bardzo lubię dzieła należące do tego gatunku, więc jednocześnie trudno mnie zaskoczyć do tego stopnia, bym była zadowolona tak na maksa. Tutaj nie ma mowy o żadnej wtopie, bo jest po prostu fantastycznie, genialnie, znakomicie i... aż brakuje mi odpowiednich przymiotników ;)

Historia jest ciekawa i oryginalna. Opowiada o dziewczynie noszącej imię Iris. Iris zamieszkuje stare miasto Paix, które jest starannie ukryte przed ludzkim okiem. Według mieszkańców tego miejsca, człowiek potrafi tylko wyrządzać krzywdę i niszczyć - wszystkich i wszystko. I tak żyliby sobie dalej w spokoju, gdyby nie napaść. W konsekwencji Iris i garstka ocalałych, chcąc czy też nie, będą musiały przyzwyczaić się do funkcjonowania w świecie człowieka. Jednak czy w otoczeniu zła, kłamstwa i innych, negatywnych zachowań, nasza bohaterka da radę wytrzymać? Czy tak naprawdę przyjaźń pomiędzy ocalałymi, a ludźmi jest totalnie niemożliwa? Czasem przecież warto zerwać z uprzedzeniami i przyzwyczajeniami, by odkryć coś nowego, może lepszego... Czy w gronie ludzi Iris odnajdzie jakąkolwiek bratnią, nastawioną przychylnie duszę? Stoi przed nią wielkie zadanie do wykonania. Sama przerażona byłabym zaistniałą sytuacją. Iris jednak potrafi postępować mądrze i z rozwagą.

Technicznie

Tradycyjnie rzut oka na okładkę - dla mnie jest piękna. Podoba mi się nieco mroczny wymiar oprawy, idealnie pasujący do samej powieści i do całej historii. Te oczyska robią tutaj niesamowite wrażenie!
Jeśli chodzi o narrację, to mamy tutaj taką w wersji trzecioosobowej. Dla mnie również na plus, ponieważ pozwoliła mi dokładnie poznać najważniejszych bohaterów. Nie jesteśmy tylko i wyłącznie skazani na wersję jednej postaci, a tym samym na ocenę z perspektywy tylko jednej osoby. W przypadku wątków wiele tutaj tajemnic, które nie są od początku skrupulatnie rozwiązywane. Autorka ciągle nas czymś zaskakiwała, sprawiała świetnie niespodzianki, by cała powieść nabrała nieco tajemniczego, zagadkowego wyrazu. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo lubię takie trzymanie w napięciu ;) 

Przypadł mi również do gustu styl autorki. Cała książka jest świetnie przemyślana, pisana prosto, ale nie do przesady. Myślę, że młodsi i starsi czytelnicy znajdą w Dziewczynie o chabrowych oczach lekturę odpowiednią dla siebie. Oczywiście nie jest to powieść specjalnie wyszukana pod względem schematu, jest młoda, mądra dziewczyna, są przygody, dwa światy, no i oczywiście faceci. Niemniej, całość tutaj zagrała idealnie i co tu dużo ukrywać, cieszy czytelnika od początku, aż do samego zakończenia.  

Podsumowując

Tak już w ramach podsumowania, książka oczywiście bardzo, bardzo mi się podobała i mogę ją wam polecić z pełną odpowiedzialnością i przekonaniem. I nawet jeśli rzadko sięgacie po fantastykę, to dla tej pozycji zróbcie wyjątek. Poznacie nowych, ciekawych bohaterów, troszkę pobujacie w obłokach, oderwiecie się od szarej, nudnej codzienności. Autorka zaprezentowała nam odmienny świat, który rządzi się swoimi prawami, ma swoje zasady, których twardo się trzyma. Myślę, że za świetnym odbiorem treści, stoją również interesujący bohaterowie. W samej Iris jestem po prostu zakochana! Czekałam na taką osobistość w wielu książkach fantastycznych. Tutaj dziewczyna wie czego chce, wie, że musi być ostrożna, jeśli chodzi o zaufanie w stosunku do drugiej osoby. Ta książka pokazuje nam, jak okrutny może być człowiek, co potrafi zrobić tylko po to, by umocnić swą pozycję w grupie. Zachęcam do lektury!

poniedziałek, 14 października 2019

Nowości wydawnictwa Insignis



„Czytając tę książkę, najpierw się rozpłaczesz, później ogarnie cię złość, a na koniec wypełni radość”

W połowie października na czytelników będzie czekać niezwykła książka – autobiograficzna opowieść Anny Zamojskiej „Nigdy więcej”. To przepiękna opowieść o zmaganiach młodej dziewczyny z przemocą, jakieś doświadczyła ze strony osoby duchownej.

Anna Zamojska przekazuje czytelnikom wyjątkową lekcję – zainspirowana bestsellerowymi felietonami Reginy Brett, a zwłaszcza jej ostatnią książką „Mów własnym głosem”, Anna odnajduje w sobie odwagę do pokazania zarówno tych bolesnych, jak i pięknych momentów w swoim życiu. „Nigdy więcej” to świadectwo siły, nadziei i odwagi, jakie można w sobie odnaleźć nawet w najtrudniejszych chwilach.

Zamów w przedsprzedaży w najlepszej cenie już dzisiaj:
http://bit.ly/aznigdywiecej

Jako niespełna czternastolatka Anna dwa lata zmagała z doświadczaniem przemocy seksualnej ze strony księdza – przyjaciela rodziny, lubianego i cenionego kaznodziei. W poetycki i uderzający bez znieczulenia sposób opowiada dziś o tym, jak postanowiła o siebie zawalczyć i wygrała – a dziś jej historia może przynieść otuchę i nadzieję każdemu, kto ich potrzebuje.

W przedmowie do „Nigdy więcej” Regina Brett pisze: „Kiedy stajesz we własnej obronie, uwalniasz nie tylko siebie, ale i innych. Moja książka »Mów własnym głosem« zainspirowała Annę do spisania swojej historii, do podzielenia się własną prawdą. Ona wyzwoliła się od przeszłości – może wyzwoli także ciebie”.

Książka „Nigdy więcej” ukaże się nakładem wydawnictwa Insignis 16 października.


 Mutant, kolejna powieść z Uniwersum Metro 2033 już 16 października trafi do polskich czytelników
 
Mutanty zawsze stanowiły istotny element świata Metra 2033. Ich rola sprowadzała się jednak głównie do oponentów bohaterów. Gdy myślimy o mutantach, zwykle wyobrażamy sobie nieprzejednane dzikie bestie, których byt sprowadza się do instynktownego polowania na wszystko i wszystkich w świecie bez żadnego sensu.

Zamów w przedsprzedaży w najlepszej cenie już dzisiaj:
Empik: http://bit.ly/UM2033mutant
Świat książki: http://bit.ly/UM2033MutantSK

Co jednak, jeżeli spojrzymy na świat z ich perspektywy? Wszak mutacje popromienne nie są żadnym błogosławieństwem, tylko prostą drogą, by skończyć na śmietniku historii. Mogliśmy się o tym przekonać podczas lektury powieści Siergieja Antonowa „Ciemne tunele”. Tam spotkaliśmy się z pierwszym zgrupowaniem ludzi mutantów, dla których życie po apokalipsie zmieniło się w istny koszmar: skazani na nieustanną ucieczkę przed innymi ocalałymi, traktowani niczym egzotyczna zwierzyna łowna, bez dostępu do zasobów, bez możliwości handlu, żywiąc się resztkami, w ciągłym strachu, że co bardziej wyjątkowe dzieci mogą zostać porwane do objazdowego cyrku z pokrakami, a na domiar złego prześladują ich choroby, powikłania…

Nie porzucamy Uniwersum Metro 2033 i dalej eksplorujemy zniszczony świat

Uniwersum Metro 2033 przyzwyczaiło nas do silnych postaci z karabinami w dłoniach. Najlepszych przedstawicieli lokalnych społeczności. Wspomaganych przez innych ocaleńców, wyposażonych w technologię starego świata i wojskowe wyszkolenie. Bohaterów, którzy musieli ratować świat. 

Tytułowy bohater „Mutanta” Andrieja Butorina, jest antytezą powyższego wzorca. Poznajemy go, kiedy budzi się w środku pierwotnej puszczy i niewiele pamięta. Co było dalej? O tym przekonacie się sami, zapoznając się z tą momentami bajkową historią (autor nie stroni od nawiązań do rosyjskiego folkloru), skupiającą się na relacjach między bohaterami. Czeka was podróż przez lasy północnej Rosji, spotkania z mieszkańcami okolicznych wiosek, poszukiwanie utraconych wspomnień. 

Jeśli odzyskasz świadomość w zniszczonym przez promieniowanie lesie, nie pamiętając, kim jesteś, skąd pochodzisz i jak się tu znalazłeś… Jeśli twój wygląd wzbudza wśród innych tylko dwa uczucia: strach i agresję… Jeśli wybuch wściekłości w każdej chwili może zamienić się w prawdziwy pożar… Jeśli jedyną nadzieją na przywrócenie pamięci pozostaje Dziadek Mróz, a on wcale nie jest miłym czarodziejem z bajki… Jeśli grzesznicy są bardziej ludzcy niż ci, których miałeś za świętych…to wyjaśnienie może być tylko jedno: JESTEŚ MUTANTEM!

czwartek, 10 października 2019

On cię okłamuje - Amanda Reynolds

Okładka książki On cię okłamuje 
Autor: Amanda Reynolds
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka

Opis

 Znakomity, trzymający w napięciu dramat psychologiczny Amandy Reynolds, której debiut "Blisko mnie" stał się światowym bestsellerem
Myślisz, że wiesz co wydarzyło się tamtej nocy. Co jednak, jeśli ON cię okłamuje?
Mark Winter został skazany na trzy lata więzienia. Nigdy nie przyznał się do tego, o co oskarżyła go jego uczennica, Jess Tidy. Karen Winter nieustannie stała u boku męża, zdecydowana chronić swoją rodzinę. Teraz, po dziesięciu latach, Jess powraca. A wraz z nią prawda o tym, co wydarzyło się tamtej nocy.

 Kto kłamie?

Dziś zupełnie inna tematyka, bo i zupełnie inna książka. Po lekkich, niezobowiązujących czytadłach w ramach relaksu, przyszedł czas na lekturę jakiejś cięższej powieści. Wybrałam sobie dramat psychologiczny autorstwa Amandy Reynolds. Nie wiem czy znacie warsztat pisarski autorki, bo ja przed On cię okłamuje nie czytałam żadnej z jej powieści. Słyszałam jednak wiele dobrego na temat debiutu Amandy Reynolds w postaci książki Blisko mnie. Pomyślałam sobie, iż może akurat kolejna nowość będzie dla mnie odpowiednia, bo już opis na okładce bardzo mnie skusił. Fakt, jesień nastraja mnie również na czytanie nieco poważniejszych książek, więc On cię okłamuje wydawało się być idealną pozycją literacką na ten moment. I tak mogę wam już zdradzić, iż nie od samego początku byłam do tej książki przekonana tak na sto procent. Pomysł na fabułę jest jak dla mnie po prostu genialny, lecz ciągle miałam wrażenie, że w tej historii czegoś tak naprawdę brakuje. Może szybszej akcji, nagłych zwrotów i momentów które sprawiłyby, by moje serce zaczęło mocniej bić. Tutaj wszystko rozkręca się dopiero na samym końcu, a szkoda. Wielka szkoda...

Bohaterką książki jest Jess Tidy. Kobieta po dziesięciu latach wraca do rodzinnej miejscowości. Nie jest tam jednak witana z otwartymi ramionami, mieszkańcy obchodzą ją łukiem i patrzą z wrogością. Nie jest to jednak zachowanie, które nie ma usprawiedliwienia. Ludzie ciągle pamiętają pewne wstrząsające wydarzenia w które Jess była zamieszana. Teraz wspomnienia z przeszłości powracają, a nasza bohaterka musi sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Gdyby nie konieczność, nigdy by się tutaj nie pojawiła...
W całą akcję był wplątany również nauczyciel Mark, zaprzeczający oskarżeniom Jess. Mężczyznę dzielnie wspierała żona, ale teraz wszystko może się zmienić. Karen odkrywa w komputerze Marka plik, stanowiący wyjaśnienia wydarzeń z przeszłości. Komu ufać, kto był winny i kto tak naprawdę kłamał i kłamie przez cały czas? 

Technicznie

Tak jak wspominałam, książka nie jest jakoś specjalnie mocno porywająca, a tego raczej się spodziewałam. Oczywiście ma w sobie mnóstwo ostrzejszych, mocniejszych momentów, lecz dla mnie to stanowczo zbyt mało. Miejscami akcja strasznie się wlokła i aż czekałam, kiedy wreszcie coś się stanie, coś się wydarzy. Wydarzyło się na końcu i przynajmniej tyle dobrego. Zdaje sobie jednak sprawę, że każdy tak trudną, tak wymagającą lekturę może odebrać na swój sposób. Dlatego nie chcę bardzo pojechać tej książce, bo tak naprawdę podobała mi się i w sumie przeczytałam ją w dwóch podejściach. Jednak człowiek czasem wymaga więcej, oczekuje czegoś specjalnego... Pewnie ma w tym swój udział gatunek - thrillery, dramaty psychologiczne to trudna, skomplikowana sprawa nie tylko dla czytelnika, ale i dla samego twórcy - to przede wszystkim.

Okładka książki przypadła mi do gustu i pasuje idealnie do klimatu powieści. Wnętrze nie jest jakoś specjalnie naszpikowane przydługimi opisami, więc niecierpliwi nie powinni narzekać. Bardzo spodobał mi się dodatek w postaci zapisków Marka. To dzięki niemu i dzięki nim poznajemy wydarzenia, które rozegrały się w przeszłości. Narratorami są głównie Jess i Karen. Ogólnie żaden z bohaterów niespecjalnie mnie zauroczył. No, może troszkę Jess, ale nie do tego stopnia, bym mogła ją jakoś szczególnie polubić.

Podsumowując

On cię okłamuje Amandy Reynolds, to trudna, wymagająca książka. Jest smutna, przepełniona goryczą i prawdą. Powieść ukazuje problem kłamstwa, nadszarpniętego zaufania, życia i relacji w mniejszym mieście, oszczerstw skierowanych w stronę nauczyciela. Jak więc sami widzicie, nie są to sprawy proste i przyjemne, dlatego ta książka nie mogła być czytadłem zabawnym i relaksującym. Jeśli lubicie takie klimaty i macie ochotę na bardziej wymagającą lekturę, to nowość od Amandy Reynolds przypadnie wam do gustu. Według mnie nie jest idealnie, nie jest też źle... Książkę przeczytałam, byłam ciekawa jej zakończenia. Dlatego nie odradzam, a raczej zachęcam i to tych, którzy z tematyką sobie poradzą i po prostu kochają thrillery. 

Za egzemplarz dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl

  

środa, 9 października 2019

Ratownicy czasu - Justyna Drzewicka

Okładka książki Ratownicy czasu 
Tytuł: Ratownicy czasu
Cykl/Seria: Ratownicy czasu #1
Autor: Justyna Drzewicka
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka

Opis

 Bohaterowie serii to dwójka współczesnych trzynastolatków, Sara i Daniel, którzy zostają zabrani w podróż do przeszłości przez sympatycznego nicponia z 2118 roku. Można by go nazwać humanoidem, gdyby nie to, że ma postać kota o osobowości na pół kociej, na pół „nastoletniej”. To nie działanie czarów – podróż w czasie jest możliwa dzięki technologii z czasów kota.

Fascynująca podróż... 

Dziś mam dla was recenzję książki, ale w wersji przedpremierowej. Nie raz i nie dwa pisałam wam jak bardzo lubię sięgać po dzieła, które jeszcze nie pojawiły się na rynku wydawniczym. Stanowi to dla mnie ogromne wyróżnienie, ale i zachęca do częstszego recenzowania przeróżnych pozycji literackich. Tutaj mam książkę przeznaczoną raczej dla starszych dzieci i młodzieży. Niemniej, ja bardzo, ale to bardzo lubię takie powieści, więc sięgnęłam po nowość od wydawnictwa Jaguar, bez jakichś większych przekonywań ze strony wydawców, autora, czy innych czytelników. Ratownicy czasu to pierwszy tom serii autorstwa Justyny Drzewickiej. Pióro Pani Justyny znam całkiem dobrze, bo jakiś czas temu czytałam jej trylogię Niepowszedni. Jednak dziś zupełnie coś innego, z zupełnie innymi bohaterami, ale równie interesującego i wciągającego bezgranicznie. Książka będzie miała swą premierę dopiero 16 października, lecz ja już dziś pragnę was gorąco zachęcić do jej lektury.

Na kartach powieści spotykamy dwójkę nastolatków, którzy różnią się pod względem charakterów. Sara ma tyle energii, że potrafiłaby nią obdarzyć kilka dzieci na raz, natomiast Daniel to już zupełne jej przeciwieństwo. Obydwoje przez swój upór często trafiają na dywanik, niemniej wcale nie mają zamiaru zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń ;) Pewnego dnia w ich życiu pojawia się kot. Nie jest on jednak zwykłym sierściuchem, a animaloidem. To dzięki niemu trafiają do przeszłości, by pomóc Kopernikowi. Jak się pewnie domyślacie będzie to fascynująca podróż, pełna zaskakujących zwrotów akcji, ale i różnych problemów. Możecie być jednak pewni, że nie wszystkie tajemnice zostaną rozwiązane. Wszak to dopiero pierwszy tom serii, a kolejne jeszcze przed nami!

Technicznie

Tradycyjnie rzut oka na oprawę... Ta według mnie jest idealna, jeśli chodzi o książkę dla młodzieży, czy starszych dzieci. Kolorowy obrazek przykuje wzrok młodego czytelnika, a opis z pewnością zachęci do bliższego poznania lektury. Wnętrze książki również prezentuje się bardzo zachęcająco. Mamy mnóstwo dialogów i minimum dłuższych opisów. Wszystko jednak jesteśmy w stanie ogarnąć, nie musimy zbytnio się domyślać, aczkolwiek ciągle czytelnik jest "narażony" na jakieś niespodzianki ;) Takie niebezpieczeństwo w postaci szybszego bicia serca, to ja jestem w stanie zaakceptować! 

Za wrażenia dla oka odpowiada dwóch panów. Jędrzej Łaniecki stworzył wspaniałe ilustracje do wnętrza, a Piotr Sokołowski stoi za nieziemską okładką. Oczywiście najważniejszy jest naturalnie tekst, któremu tutaj nie mam nic do zarzucenia. Książka, chociaż przeznaczona dla dzieci i młodzieży mnie, starą krowę wciągnęła na całego. Dawno tak świetnie się przy czytaniu nie bawiłam, a jednocześnie byłam w to wszystko mocno zaangażowana. Niby opowiastka dla nastolatków, a taka przyjemna i mądra - to przede wszystkim. 

Podsumowując

Jak na początek serii, Ratownicy czasu wypadli znakomicie. Nie spodziewałam się nawet, że ta książka będzie aż tak dobra. Wprawdzie czytałam inne dzieła Justyny Drzewickiej, ale wiecie, gdzieś tam z tyłu głowy ten niepokój pozostaje. Tutaj poza tym, iż na kartach książki znalazłam wyrazistych bohaterów, to jeszcze wraz z nimi mogłam wyruszyć w podróż do przeszłości. Ratownicy czasu to doskonale skonstruowane czytadło, które chce się poznawać dalej i dalej. Książka nie jest tylko głupiutką czytanką dla niezbyt wybrednego odbiorcy. Cieszę się, że autorka nie zapomniała o sensie i morale, który w młodzieżówkach nieczęsto jest obecnie spotykany. 

wtorek, 8 października 2019

Jesienne premiery IUVI

Skye jest wesołą i uroczą dziewczyną z odrobiną szaleństwa i zamiłowaniem do staroci oraz stylu vintage. Ma siostrę bliźniaczkę Summer – niby są identyczne, ale Skye od zawsze czuje się gorsza od siostry. Wciąż czuje się „tą drugą”. Nawet Alfie, najlepszy przyjaciel Skye, ostatecznie przyznaje, że zakochał się nie w niej, ale w Summer – to boli… Chociaż Skye kocha siostrę najbardziej na świecie, także chciałaby zostać zauważona, chciałaby wreszcie zabłysnąć. Tylko jak wyjść z cienia, pozostając sobą?

 

W świetle księżyca miłość chodzi własnymi ścieżkami...Miłośniczka kryminałów Birdie Lindberg ma osiemnaście lat i naprawdę wybujałą wyobraźnię. Wychowana przez surowych dziadków ucieka w świat fantazji, w którym gra dzielnego detektywa – każdy nieznajomy jest podejrzany. Jednak w realu Birdie pozwala sobie na chwilę zapomnienia z… obcym chłopakiem! A potem chce zapaść się pod ziemię. Zwłaszcza że kiedy w wakacje podejmuje pracę jako recepcjonistka w hotelu, okazuje się, że obcy chłopak nie jest już taki obcy…
Birdie ma jednak nadzieję, że z introwertycznej marzycielki przemieni się w odważną zdobywczynię świata, a sympatyczny Daniel Aoki zgłosi się na ochotnika, by zostać jej przewodnikiem. Chłopak pracuje na tej samej nocnej zmianie co Birdie i każdego ranka wysiaduje na nabrzeżu przy jej ulubionej knajpce. Daniel podziela również jej apetyt na intrygę – natknął się nawet na prawdziwą sensację: słynny, zachowujący anonimowość autor bestsellerów – nigdy wcześniej niewidywany publicznie – potajemnie spotyka się z kimś w ich hotelu.

Aby wyśledzić, co ukrywa pisarz, Birdie musi wyjść ze swojej skorupy… odkrywając, że najbardziej zawikłanym rebusem ze wszystkich mogą być jej uczucia do nieuchwytnej zagadki, jaką jest Daniel.

 

 Jeśli lubisz książki o pędzącej jak burza akcji, pełne niezwykłych istot, nawiązujące do mitologii, przesiąknięte magią – jak opowieści o Percym Jacksonie czy Aru Shah – "Charlie Hernández i Liga Cieni" jest dla Ciebie wymarzoną lekturą!
Co byś zrobił, gdyby nagle zaczęły ci rosnąć rogi i pióra?
Charlie zawsze był dumny za swojego pochodzenia. Uwielbia latynoską kulturę, a zwłaszcza baśnie i legendy – opowieściom babci zawdzięcza niemal encyklopedyczną wiedzę na temat potworów i upiorów, które od pięciuset lat rozpalają wyobraźnię dzieci z Półwyspu Iberyjskiego i Ameryki Łacińskiej. I chociaż babcia czasem dawała mu do zrozumienia, że w tych historiach może tkwić ziarno prawdy, Charlie brał je za wytwór wyobraźni.
Kiedy jednak zaczęły mu rosnąć rogi i pióra – objawy te niepokojąco pasują do legendy, którą często opowiadała mu babcia – Charlie nagle został wciągnięty w świat, w którym mityczne istoty będące żywym wcieleniem latynoskich legend wkraczają w jego życie. Co więcej – wydają się widzieć o nim więcej niż on sam.
Wkrótce Charlie orientuje się, że znalazł się w krzyżowym ogniu między Ligą Cieni, tajnym stowarzyszeniem legendarnych bohaterów, którzy za cel stawiają sobie ochronę Świata Żywych, a La Mano Peludą (aka Włochatą Ręką) – sprzysiężeniem złych duchów chcących przejąć władzę nad ludzkością. Mając do pomocy Violet Rey – w której podkochuje się od dziecka – i opowieści babci, w których kryje się wiele cennych wskazówek, Charlie musi sobie poradzić w świecie, którym rządzą wiedźmy i potwory, a po nocach straszą stwory przerastające ludzką wyobraźnię. Musi, jeśli chce się dowiedzieć, co się z nim dzieje i czym tak naprawdę jest, i uratować zaginionych rodziców (a może nawet świat).

 

Harry Potter i Percy Jackson na pewno znają już Sophie Foster – ta trójka zmieniła świat. Czas na Ciebie!
Bestsellerowa seria „Zaginione Miasta” – wznawiana, tłumaczona i sprzedawana w wielotysięcznych nakładach – wreszcie trafia do rąk polskich czytelników!

Sophie ma pewien sekret – słyszy myśli innych ludzi. I nie ma pojęcia dlaczego. Zawsze jednak uważała, że tę zdolność na pewno da się jakoś logicznie wytłumaczyć. Do czasu gdy poznaje Fitza, tajemniczego chłopaka, który pojawia się nie wiadomo skąd i również czyta ludzkie myśli.
Wkrótce Sophie dowiaduje się szokującej prawdy: świat ludzi nie jest jej prawdziwym domem. W mgnieniu oka musi zostawić za sobą wszystko, co do tej pory znała i kochała – w tym  rodzinę – i nauczyć się zasad panujących w świecie Zaginionych Miast (a nie wszyscy są tam zachwyceni jej powrotem do „domu”).  Musi także dotrzeć do tajemnic tkwiących głęboko w jej pamięci – kim jest naprawdę, dlaczego przez tyle lat ukrywano ją w świecie ludzi i dlaczego jest tak ważna dla swojego nowego starego świata – zanim te informacje wpadną w niepowołane ręce osób, które są gotowe dla nich zabić…

 

niedziela, 6 października 2019

Pani Dymu - Laura Sebastian

Okładka książki Pani Dymu
Tytuł: Pani Dymu
Cykl/Seria: Trylogia Księżniczki Popiołu #2
Autor: Laura Sebastian
Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Oprawa: miękka 

Opis

 Moja matka była królową pokoju, ja wiem zbyt dobrze, że pokój nie wystarczy…
Kaiser zamordował matkę Theodosii, Królową Ognia, gdy Theo miała zaledwie sześć lat. Zawłaszczył kraj Theo, a ją samą trzymał jako więźnia, ogłaszając ją Księżniczką Popiołu. Ta epoka dobiegła końca. Kaiser uważał swojego więźnia za słabego i bezbronnego. Nie zdawał sobie sprawy, że błyskotliwy umysł stanowi najbardziej śmiercionośną broń.
Theo nie nosi już korony z popiołu. Odzyskała należny jej tytuł i zdobyła zakładnika – Prinza Sorena. Ale jej lud pozostaje w niewoli pod panowaniem Kaisera, podczas gdy ona sama przebywa tysiące kilometrów należnego jej tronu.
Aby odzyskać to, co jej odebrano, będzie potrzebowała armii. Rzecz w tym, że wiąże się to z koniecznością zaufania jej ciotce, przerażającej piratce Dragonsbane, według której armię można zdobyć, tylko wydając Theo za mąż. Jednak żadna astreańska Królowa nigdy nikogo nie poślubiła…
Theo wie, że wolność ma swoją cenę, ale jest zdecydowana znaleźć sposób na uratowanie własnego kraju bez jednoczesnej utraty siebie.

Dworskie intrygi 

Bardzo czekałam na pojawienie się tej książki. Ja, jak to ja, mam jednak w zwyczaju martwić się, jak wypadnie kontynuacja serii, bo muszę zaznaczyć, że Pani Dymu stanowi drugi tom trylogii Księżniczka Popiołu. Do końca więc pozostała już tylko jedna książka, ale zanim nastąpi finał całej tej historii, czas skupić się na drugiej części. Niniejsze dzieło miałam okazję przeczytać jeszcze przed jego oficjalną premierą na rynku wydawniczym, co było dla mnie wielką przyjemnością i ogromnym wyróżnieniem. Chcę się wam jeszcze pochwalić, że na okładce książki znajdziecie moją rekomendację! Pewnie już wiecie, a przynajmniej macie jakieś podejrzenia, jeśli chodzi o moje wrażenia po lekturze Pani Dymu - oczywiście są pozytywne. Czekanie na kolejną część się opłaciło i czegoś takiego właśnie wypatrywałam. Każda kolejna strona powieści Laury Sebastian, była dla mnie wielką niespodzianką, ucztą dla zmysłów i wyobraźni. Mam też wrażenie, że ta seria nie jest szczególnie znana w naszym kraju, a tak być nie powinno. Młodzież lubi czytać o wampirach, demonach i podobnych stworach, a tutaj, chociaż niczego takiego nie znajdziemy, otrzymujemy kawał dobrej literatury dla nastolatków, ale nie tylko.

Główna bohaterka jest dziewczyną i to jaką! Theo nie boi się wyzwań, tak łatwo się nie poddaje, a już z pewnością nie ma zamiaru rezygnować z tego, co tak skrupulatnie zaplanowała. Musi odzyskać tytuł, który faktycznie się jej należy, lecz pojawia się pewien problem - brak odpowiedniej armii do walki z przeciwnikiem. Ten nie należy do słabeuszy, więc Theo musi się postarać, by wreszcie zakończyć ten cały galimatias. Jedynym wyjściem wydaje się być... zamążpójście naszej bohaterki. Pewnie zdajecie sobie sprawę, że Theo akurat takie rozwiązanie nie przypada do gustu. Jednak kiedy najważniejsze jest dobro poddanych, człowiek taki jak ona może zrobić dosłownie wszystko. Nie chcę wam zdradzać zbyt wiele, by nie popsuć niespodzianki płynącej z lektury Pani Dymu. Możecie mi tylko wierzyć, iż jest naprawdę dobrze, a nawet według mnie lepiej niż w pierwszej części.  

Technicznie

Jak zwykle zaczynam od okładki, która według mnie jest przepiękna i na półce w domowej biblioteczce wygląda fenomenalnie. Magiczna, nieco tajemnicza obwoluta, pasuje idealnie do poprzedniego tomu i jestem przekonana, że i trzecia część zachowa taki schemat okładki. Z racji tego, że Pani Dymu nie zawiera zbyt wiele opisów, a tylko czystą akcję, książkę czyta się w sposób błyskawiczny. Mnie akurat w powieściach typu fantasy, czy tych przeznaczonych wyłącznie dla młodzieży, brak przydługich opisów kompletnie nie przeszkadza. Pewnie duża część autorów zdaje sobie sprawę, że nastolatek niekoniecznie ma ochotę przebijać się przez kilka stron całego tekstu, pisanego najczęściej drobnym maczkiem. Tutaj mamy więc mnóstwo dialogów i ciągle coś się dzieje. 

Na samym początku czytania tej książki, ale i podobnie sytuacja wyglądała w przypadku części pierwszej, miałam pewne obawy, jeśli chodzi o nagromadzenie postaci i ich nazwiska. Czy się nie pogubię, czy połapię kto z kim i dlaczego. Jednak moje obawy okazały się być bezpodstawne, ponieważ już po kilku kartkach, czytelnik nabiera wprawy i nie czuje się w przedstawionej historii zagubiony.

Podsumowując

Pani Dymu to powieść przeznaczona dla osób, które znają tom pierwszy trylogii. Bez zaznajomienia się z początkową powieścią, nie dacie rady z nowością w postaci Pani Dymu. Niemniej dla tych, którzy znają już temat i wypatrywali pojawienia się kolejnej książki, Pani Dymu będzie naprawdę świetną lekturą na którą faktycznie warto było czekać. Wiecie, z tymi kontynuacjami bywa różnie i nie zawsze autor jest w stanie trzymać wysoki poziom przez całą serię. Tutaj Laura Sebastian nie rozczarowała mnie, a właściwie rozbudziła wyobraźnię do tego stopnia, iż z niecierpliwością oczekuję pojawienia się tomu trzeciego.

Widać, że bohaterka się rozwija, nie jest już taka nieporadna, niepewna i wystraszona. Teraz potrafi stawić czoła przeciwnikowi i postępuje, co najważniejsze, bardzo mądrze. Dlatego jeśli macie ochotę na książkę z wartką akcją i wyrazistą osobowością, to Pani Dymu będzie idealnym wyborem.  

sobota, 5 października 2019

Strażnicy Starego Lasu. Biała Wieża - Grzegorz Gajek

Okładka książki Biała wieża 
Tytuł: Biała Wieża
Cykl/Seria: Strażnicy Starego Lasu #1
Autor: Grzegorz Gajek
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 380
Oprawa: miękka 

Opis

 Kiedy na Stary Las spada przeklęta mgła, pod wpływem której umierają rośliny, a zwierzęta zaczynają chorować, strażnicy kniei – leszy – obwiniają o to przybywających coraz liczniej ze wschodu ludzi. Jeden tylko Lelek, młody samotnik żyjący z dala od siedziby swojego plemienia, wierzy, że przyczyna kłopotów leży gdzie indziej, gdyż nadejście mgły poprzedził upadek siedmiu gwiazd. Młodzieniec postanawia je odnaleźć i zbadać.

W trakcie poszukiwań Lelek trafia do wielu fantastycznych miejsc: do Matecznika, na Pojezierze, gdzie trwa wojna między dwoma rywalizującymi rodami karłów, do pojawiąjącej się tylko raz w roku Białej Przystani, a wreszcie do tajemniczej Białej Wieży, która według podań stanowi serce Starego Lasu i łączy ziemię z niebem i światem podziemnym. Poznaje też nowych przyjaciół: nieustraszonego – choć maleńkiego – skrzata Fafkela, zadziornego młodego woja imieniem Mojmir oraz zielarkę i czarodziejkę zwaną Modraszką.

Wyprawa przez puszczę

Widząc coś takiego w zapowiedziach wydawnictwa Jaguar, nie mogłam przegapić okazji i nie sięgnąć po tak interesująco zapowiadające się czytadło. Miałam już dość poważniejszych książek, które muszę wertować na studiach, więc nic nie stanęło mi na przeszkodzie, by w wolny weekend sięgnąć po Strażników Starego Lasu. Biała Wieża otwiera cykl pisany przez naszego rodzimego twórcę Grzegorza Gajek. Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa tej książki i tego, co zastanę na jej kartkach. Wiecie, człowiek totalnie niczego się nie spodziewa, bo nie ma doświadczenia, jeśli chodzi o pióro Pana Grzegorza. Czy autor mnie rozczaruje, czy jednak zaciekawi na maksa i sprawi, że po kolejne tomy cyklu będę biegła do księgarni, czy biblioteki w podskokach? Dziś mogę wam zdradzić, że zdecydowanie postąpię tak, jak w drugim przypadku! Bo Strażnikami Starego Lasu jestem zachwycona. Dawno nie czytałam tak przyjemnej, tak wciągającej książki dla młodzieży, ale osadzonej w zupełnie innym świecie, bliższym nam Polakom. Powieść oparta jest na wierzeniach słowiańskich, co niezwykle mnie zaskoczyło i zaintrygowało. Coś tak oryginalnego, niespotykanego od dawna, a przede wszystkim pisanego w sposób umiejętny, aż chce się czytać. 

Bohaterów jest tutaj sporo, ale prym wiedzie leszy Lelek. Jest jeszcze lesza o imieniu Modraszka, a nawet skrzat Fafkel. Każda z tych osobistości ma swoje miejsce w powieści, jest ważna i nie zepchnięta na boczne tory całej akcji. Te osobistości to raczej demony słowiańskie - istoty rodem z bestiariusza słowiańskiego. Czasy w których rozgrywa się akcja powieści, to epoka gdzie ludzie byli raczej gośćmi, a wszystkimi i wszystkim rządziły tajemnicze moce. Jednak do grupy bohaterów dołącza jeszcze ludzki młodzieniec, który twierdzi że niczego się nie boi, a już z pewnością nie czuje strachu przed nowymi towarzyszami. Ta dziwaczna grupa musi stawić czoła mgle, spowijającej pradawną puszczę i nie będącą zwyczajnym, białym oparem. 

Technicznie

Okładką książki jestem zachwycona i mogłabym się w nią wpatrywać godzinami. Pewnie nie wszyscy będą nią tak zauroczeni jak ja, ale co tam, każdy ma przecież inny gust. Oprawa przykuje uwagę starszych dzieci i nastolatków, bo w sumie dla nich ta powieść jest przeznaczona. Niemniej, dorośli też mogą sobie po coś takiego sięgnąć. Jednak nie trzeba brać tutaj wszystkiego na poważnie i oceniać krytycznym okiem. Strażnicy Starego Lasu to dzieło baśniowe, wypełnione magią i dziwacznością. Dlatego potraktujcie je raczej jako rozrywkę i odskocznię od codzienności. Mnie osobiście nieco przeszkadzało to traktowanie bohaterów jako jednoznacznie dobrych i jednoznacznie złych. Często osobistości występujące w powieści postępowały nieco naiwnie, bez przemyślenia wszystkich "za" i "przeciw". Jednak jest to przecież powieść dla młodzieży i akurat tej grupie odbiorców nie powinno to przeszkadzać. Na sto procent odnajdą się w całej historii i będą ją czytać z największym zainteresowaniem.

Podsumowując 

Pomimo jakichś tam, bardzo drobnych niedociągnięć, z wielką, a nawet ogromną ciekawością i niecierpliwością, czekam na pojawienie się kolejnego tomu serii autorstwa Grzegorza Gajek. Kontynuacja po prostu musi być udana, bo nie przewiduję innej sytuacji. Cieszę się, że powieść z motywami słowiańskimi została nieco odświeżona, zaprezentowana młodszemu pokoleniu w sposób przyjemny i niezwykle udany. W dzisiejszych czasach wprawionego czytelnika bardzo trudno jest zaskoczyć. No, bo jeśli na co dzień sięga po książki z grupy fantasy, to wyobraźcie sobie, jak trudno zaserwować mu coś oryginalnego. 

Strażnicy Starego Lasu, to według mnie bardzo ciekawy cykl powieściowy, niekoniecznie przeznaczony tylko i wyłącznie dla dzieci i młodzieży. Jeśli czujecie potrzebę sięgnięcia po coś lżejszego, przyjemnego w odbiorze, a jednocześnie nie ogłupiającego, to z całego serca polecam wam Białą Wieżę. Myślę, że nudzić się nie będziecie, bo akcja ma naprawdę porządne tempo, a przyjaźni bohaterowie stanowią prawdziwą ozdobę powieści.   

piątek, 4 października 2019

Zioła, które leczą - Thomas Easley, Steven Horne

Zioła, które leczą 
Autor: Thomas Easley, Steven Horne
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 368
Oprawa: twarda

Zdrowie z natury

 Zastanawialiście się kiedyś, jak żyłoby się nam bez dostępu do leków? Ot, na przykładzie zwykłego bólu głowy... Co robicie, gdy zaczynacie czuć ten paskudny ucisk w skroniach? No oczywiście biegniecie po przeciwbólową tabletkę. A przecież nasze babcie, prababcie, potrafiły sobie jakoś poradzić bez dostępu do tego typu specyfików. Korzystały z dobrodziejstw natury, miały lek na wszystko. A co to były za tajemnicze mikstury? Ano pochodzące z pól, łąk, lasów. Dawniej w ziołach upatrywano tego ratunku na przeróżne dolegliwości. Nawet obecnie, w gronie ludzi starszych, można zaobserwować ten strach przed aptecznymi kapsułkami, kolorowymi tabletkami. Po co truć się chemicznymi świństwami, kiedy na polach i polanach rośnie sobie tak wiele przeróżnych roślinek, które poradzą sobie z bólem. Sama z własnego doświadczenia wiem, że natura ma dla nas wiele niespodzianek. I na taki zwykły ból brzucha stosuję od lat napar z piołunu. Nic nie leczy lepiej od niego! 

My nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często sięgamy po lecznicze zioła. Obecnie stał się modny wybór kosmetyków na bazie produktów organicznych. Uznajemy je za najbezpieczniejsze, skuteczne i przede wszystkim mające korzyść dla otoczenia. Do ich produkcji nie zużywa się przecież tony plastiku, różnych chemicznych dodatków. Stajemy się bardziej świadomi - to na pewno. W pewnym sensie zbliżamy się do natury i powracamy do korzeni. Poradnik Zioła, które leczą, pozwala nam na coś takiego... Niniejsze dzieło uczy szacunku dla natury, pokazuje jak zioła wykorzystywać, jak je zbierać i "obrabiać", by były przydatne. To sztuka, więc nie od razu będziecie specami w tym temacie.

Technicznie

  Książka zachwyciła mnie swą okładką. Nie jest to jednak pozycja tylko do podziwiania i patrzenia na nią, ale nie ukrywam, jakiekolwiek ozdobniki w postaci zdjęć sprawiają, że dzieło staje się przyjemne w odbiorze. W publikacji mamy sporo tekstu, lecz idzie się w tym wszystkim połapać i korzystać z przygotowanej książki jak należy. Oczywiście nie traktujcie jej niczym Pisma Świętego, bo zawsze trzeba być ostrożnym. Jeśli czujecie się fatalnie od dłuższego czasu, nie potraficie normalnie funkcjonować, to nie wierzcie ślepo w magię ziół. Warto udać się do specjalisty i najpierw skonsultować zmiany, które zamierzacie wprowadzić. Autorzy was do niczego nie zmuszają, a nawet już na pierwszej stronie zamieścili stosowną uwagę. 

Książka jest czytelna i bardzo przejrzysta. Nie znajdziecie w niej tylko suchych informacji. To świetnie skonstruowane kompendium wiedzy dla początkującego zielarza. Mnóstwo informacji uzyskałam z tej książki, a z tego powodu jestem bardzo zadowolona. Umiem rozpoznawać wiele gatunków ziół, wykorzystywać je w zaciszu własnych czterech kątów.

Podsumowując

Zioła, które leczą, to pozycja którą nie czyta się za jednym zamachem, od razu, ale sięga w razie potrzeby. Mnie, jako studentce nauk przyrodniczych, niniejsza pozycja wiele pomogła, a przynajmniej nieco rozjaśniła pewne sprawy. Teraz na przysłowiowe zielska spoglądam przychylnym okiem i nie traktuję ich jak zwyczajne chwasty. Postarałam się nawet i sama przygotowałam kilka mikstur, które mam zamiar wykorzystywać w okresie jesiennym i zimowym. Książka z pewnością nie zadziwi osoby, które na co dzień mają do czynienia z zielarstwem, naturą i produkcją kosmetyków naturalnych, lecz dla takiego laika jak ja - jak najbardziej, jest ok! Dlatego jeśli szukacie porządnej publikacji na temat zielarstwa, to gorąco polecam wam Zioła, które leczą

Za egzemplarz dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl