piątek, 29 maja 2020

Księżycowe Miasto. Część 2 - Sarah J. Maas [przedpremierowo]



Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 624
Oprawa: miękka

Opis

Bryce Quinlan w połowie jest człowiekiem, a w połowie Fae. Traci niemal wszystko, co kochała, gdy w Lunathionie pojawia się nieznany demon siejący spustoszenie. Upadły anioł Hunt Athalar otrzymuje od Gubernatora propozycję nie do odrzucenia – ma pomóc Bryce wytropić złoczyńcę. W zamian odzyska swoją wolność. Bryce i Hunt zagłębiają się w najskrytsze zakamarki miasta. Odkrywają mroczną siłę zagrażającą porządkowi wszechrzeczy oraz znajdują w sobie płomienną pasję, która może wyzwolić ich oboje, jeśli tylko jej na to pozwolą.

Kolejne spotkanie z ulubionymi bohaterami

Obiecywałam wam w poprzednim wpisie, że następna recenzja będzie dotyczyła kolejnego tomu Księżycowego Miasta i proszę, słowa dotrzymuję. Cieszę się ogromnie, że tak szybko, że bez długiego, nawet może rocznego oczekiwania, mogłam poznać następną część Domu Ziemi i Krwi. Dzieło zostało podzielone nie bez przyczyny - było zwyczajnie zbyt grube, by wypuścić je w formie jednego, ogromniastego tomu. Nie dość, że czytałoby się to fatalnie, źle trzymało w dłoni, to i może ekscytacja samą powieścią byłaby mniejsza. Chociaż, na brak wrażeń nie narzekałam i narzekać nie będę. Sarah J. Maas znów mnie zaskoczyła, znów oczarowała, a co najważniejsze, przekonałam się i to dobitnie, że jest według mnie najlepszą autorką książek tego typu. Moje zachwyty w stronę tej twórczyni chyba nigdy nie osłabną. Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak ogromną wyobraźnią Maas operuje, jak szybko i zręcznie jest w stanie przekonać do siebie czytelnika - nawet takiego nieufnego w stosunku do jakichkolwiek nowości. Wiecie, zdarzają się gagatki, które czytają tylko jeden gatunek książek i ani myślą sięgać po coś innego. Ja, Księżycowym Miastem zachęciłam takiego kogoś do spojrzenia przychylnym okiem na fantastykę. Można? Najwidoczniej tak!

Nie chcę wam zdradzać tutaj zbyt wiele. Nie chcę też psuć niespodzianki i podsuwać wam z fabuły świeżutkie kąski. Przeczytacie, a wszystkiego się dowiecie. Sporo tajemnic zostanie odkrytych, ale nie obawiajcie się, będzie o czym czytać w kolejnych częściach.
Naturalnie, na kartach drugiej części spotykamy starych znajomych z Bryce na czele. Ja bardzo ją polubiłam w pierwszym tomie, więc z uśmiechem na ustach powitałam ulubioną, książkową postać i w drugim. Bryce wraz z archaniołem próbują rozwikłać zagadkę śmierci Daniki. I kiedy wydaja się im, że są blisko celu, że teraz wszystko stanie się jasne, coś zaczyna się komplikować i totalnie gmatwać. Muszą jednak odnaleźć tych, którzy są winni i wymierzyć im odpowiednią karę. Mało tego, pomiędzy naszymi bohaterami coś poważnego zaczyna się dziać. Czy jest to prawdziwa miłość, czy tylko chwilowe zauroczenie?

Technicznie

Niby książkę przeczytałam już jakiś czas temu, niby wiem, jak to wszystko się zakończyło, (o tyle o ile), ale ciągle emocjonalnie nie potrafię się pozbierać. Nawet teraz, gdy piszę recenzję, myśli gdzieś uciekają do tych wydarzeń z Księżycowego Miasta. Miałam to szczęście, że książka dotarła do mnie przed premierą i mogłam sobie na spokojnie, bez poznawania opinii większości, wszystko samodzielnie w głowie poukładać. To, co ze mną zrobiło to dzieło, chyba nie da się wytłumaczyć w prosty sposób. Ja bardzo rzadko tak mocno wczuwam się w książkowe historie. Może wyrosłam, może do części nie dorosłam, a może jakoś nie spotykałam tak wybitnych dzieł? Sama nie wiem. Wiem jednak, że Księżycowe Miasto mnie oczarowało, nie pozwoliło oderwać się od lektury na dłuższy czas. Wykonywałam normalne, domowe czynności, a ciągle gdzieś tam myślałam o książce i tylko marzyłam, by przycupnąć gdzieś w kącie w jej towarzystwie. To było coś doskonałego, coś niesamowicie wciągającego i angażującego czytelnika na całego.

Autorka nie pozwala nam się nudzić. Książka rusza z kopyta już od pierwszej strony, ciągle coś się dzieje, non stop jesteśmy zaskakiwani i oczarowywani. I już myślimy, że wiemy wszystko, że przecież to było tak oczywiste, a tutaj zonk! Maas stara się nas zmylić i co tu dużo ukrywać, no udaje się jej to wykonać. A przecież wszystko zaczynało się tak niewinnie, tak normalnie i standardowo. Sprawy i wątki, które na pierwszy rzut oka nie miały większego znaczenia z biegiem czasu zwiększyły swoją rangę i stały się istotne dla bohaterów. Ci, jak to u Maas, są po prostu nie do podrobienia. Bryce czasami bywa denerwująca, lecz po pewnym czasie wybaczam jej wszystkie słabsze momenty i zwyczajnie podziwiam. Jest trochę zwariowana, a trochę głupiutka - cóż, młodość rządzi się swoimi prawami. Natomiast Hunt to już mistrzostwo świata! Pokochałam tego bohatera całym serduchem i z zapartym tchem śledziłam fajnie rozwijający się wątek miłosny. Da się bez lukru i kolorowej tęczy? No, jak widać się da ;)

Podsumowując

Tak jak wspominałam w poprzedniej recenzji, początkowe strony Księżycowego Miasta nie były dla mnie łatwe. Jednak później nabrałam wprawy, ogarnęłam się w tym całym nowym świecie i już mogłam się skupić tylko i wyłącznie na samej lekturze. Mam również wrażenie, że pierwsza część miała jakieś swoje niedociągnięcia. Natomiast druga to już prawdziwa petarda. Tutaj nie było słabszych momentów, wszystko pasowało do siebie wprost idealnie.
Niech was nie zraża ilość stron powieści. Nie wyobrażam sobie, by mogła być o połowę mniejsza. Cieszę się, bo mogłam dokładnie poznać bohaterów - tych głównych i pobocznych, a następnie wyrobić sobie na ich temat odpowiednią opinię. Wiem też, komu dać szansę na wykazanie się w kolejnych częściach, a kogo baczniej obserwować ;)

Autorka hula tutaj z emocjami. Mną targały zarówno te pozytywne, jak i negatywne. I jeśli chodzi o negatywne, to nie mam tutaj na myśli jakichś wad samej książki. Po prostu do tych drugich zaliczam wściekłość na bohaterów i płacz podczas ckliwszych momentów. Tak, były takie chwile, że łza spłynęła po policzku. Oczywiście pojawił się i czas na delikatny uśmiech. Sarah J. Maas potrafi idealnie operować emocjami, ale jej książki mają też głębszy sens. Spodobał mi się wątek dotyczący przyjaźni. Wiem, w innych powieściach też się zdarza, jednakże tutaj jest taki prawdziwy, piękny i... normalny.
Jestem bardzo ciekawa czym jeszcze Maas nas zaskoczy. W sumie jestem też przekonana, że jej kolejna książka będzie kolejnym hitem. Mam nadzieję, iż na pojawienie się następnego dzieła nie będę musiała zbyt długo czekać.

niedziela, 24 maja 2020

Księżycowe Miasto. Część 1 - Sarah J. Maas

Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 560
Oprawa: miękka 

Opis

 Bryce Quinlan jest dziewczyną, która w połowie jest człowiekiem, a w połowie Fae. W świecie pełnym magii, niebezpieczeństw i ognistych romansów poszukuje zemsty!

Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje dla handlarza antyków, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością jaką Lunathion – znane również jako Crescent City – ma do zaoferowania. Ale gdy bezwzględne morderstwo wstrząsa miastem, wszystko zaczyna się rozpadać – również świat Bryce.

Nowi bohaterowie, mnóstwo wrażeń 

Jest, wreszcie jest! Nowa książka Sarah J. Maas była dla mnie chyba najbardziej wyczekiwaną premierą tego roku, a przynajmniej maja 2020. Uwielbiam, kocham styl tej autorki, jestem wierną fanką Szklanego tronu, więc nie mogłam się doczekać i odmówić sobie przyjemności poznania kolejnego dziecka autorki. Myślę, że tym, którzy siedzą w fantastyce i na co dzień sięgają po takie książki, Sarah J. Maas nie trzeba będzie przedstawiać i zbytnio zachęcać do poznania kolejnej powieści. Oni doskonale wiedzą, są nawet przekonani, iż następna książka, to następny hit, bestseller, który skradnie serce. Nie ma tutaj jakiegoś szczególnego podziału na wiek - w niniejszej historii odnajdą się zarówno dorośli, jak i młodzież. Lubię takie uniwersalne powieści, gdzie nie trzeba się wstydzić aktualnie czytanej książki, bo nie wypada, bo jesteśmy za starzy itp. Maas łączy pokolenia - to na stówę! A czy nowa seria przypadła mi do gustu? Czy warto było czekać? Taaaak!

 Przenieśmy się do Lunathionm, miasta zwanego inaczej Księżycowym. Tam to bowiem poznamy naszą bohaterkę, Bryce Quinlan. Bryce wiedzie z pozoru normalne życie, pracuje w sklepie z antykami. Jednak kiedy światła zgasną, kiedy zapada noc, dziewczyna szaleje i nie ma nic wspólnego z grzecznymi, ułożonymi pannicami. Bryce jest pół człowiekiem i pół elfem. Brzmi nieźle, prawda? Niestety życie naszej bohaterki nie może być zupełnie normalne, bo chyba my, czytelnicy, zanudzilibyśmy się na śmierć. Wszystko się zmienia w momencie, gdy osoby z najbliższego otoczenia Bryce zostają zamordowani. Niby oskarżony trafia za kraty, lecz nadal pojawiają się nowe ofiary. Dziewczyna postanawia sama rozwikłać tajemnice, bo musi pomścić przyjaciół. Czy dowie się wreszcie kto stoi za tymi okrucieństwami? Dlaczego giną najbliżsi jej sercu? Możecie mi wierzyć, na brak wrażeń i zaskakujących zwrotów akcji nikt narzekać nie powinien. 

Technicznie

Książka nie należy do najcieńszych, ma ponad pięćset stron, jednak dla mnie to ogromna zaleta niniejszego dzieła. Mam więcej do czytania, mogę dokładnie poznać bohaterów i wyrobić sobie na ich temat stosowną opinię. Początek nieco mnie zaskoczył, a nawet przestraszył. Tak, był taki moment. Przez kilkanaście stron, nie mogłam się ogarnąć kto jest kim, kto jest z kim, gdzie mieszka, do jakiej rasy należy itp. Mówię wam, można od tego dostać niezłego hopla. Na szczęście później wszystko się fajnie wyjaśnia i nie komplikuje, więc można oddać się na całego tej przyjemności płynącej z poznawania całej historii. Nie zrażajcie się więc trudnym początkiem tylko brnijcie dalej. 
Autorka już wielokrotnie pogruchotała moje emocje, zaskoczyła, zszokowała i wywołała łzy. W tym przypadku wcale nie było inaczej. Łzy popłynęły i wcale się tego nie wstydzę. Jednak to ciągłe zaskakiwanie czytelnika sprawia, że Księżycowego Miasta totalnie nie można przestać czytać. Mówimy sobie - tylko jeden rozdział i koniec. Akurat! 

Jeszcze nie mogę wyjść z podziwu, jeszcze mam w sobie ogrom emocji, tak ta książka była dobra. Oczywiście ogromna w tym zasługa świetnie skonstruowanych postaci. Bryce, to nie głupiutka gęś zagubiona w swoim świecie. To twarda, nieustępliwa, ale nie idealna dziewczyna - taka jak każda z nas. No, dobra, my nie mamy w sobie krwi elfów, ale przecież każdemu zdarzają się niepowodzenia, każdego życie kopie po tyłku. I nie ma tutaj znaczenia czy jesteśmy Fae, czy zwykłymi śmiertelniczkami. Autorka zręcznie dozuje emocje, operuje uczuciami bohaterów. Pojawia się, bo jakżeby inaczej, wątek romantyczny, jednak nie jest on przesłodzony i mdlący. W tej książce jest miejsce na dobry humor, więc Sarah J. Maas nie przedobrzyła w żadną stronę. 

Podsumowując

Nie zawiodłam się po raz kolejny i mam nadzieję, że nigdy się nie zawiodę. Z niecierpliwością czekałam na pojawienie się drugiej części Księżycowego Miasta i... uwaga - recenzja następnego tomu pojawi się już w kolejnym wpisie. Bardzo się cieszę, iż nie musiałam czekać w nieskończoność na zaspokojenie swojej ciekawości, na kolejne spotkanie z tak fantastyczną historią i cudownymi bohaterami. Najgorsze jest bowiem rozstanie z książką, pożegnanie postaci, ale potem ten mętlik pozostający w głowie po lekturze, jest naprawdę cudowny ;)

Ostrzegam - zakochacie się w tej książce! Jeśli nie czytaliście książek Sarah J. Maas, to jest ku temu idealna okazja. Spokojnie możecie zacząć od Księżycowego Miasta, a potem przerzucić się na Szklany tron, czy Dwór cierni i róż. Autorka w kolejnej nowości nie uciekła od swoich przyzwyczajeń, które znamy z poprzednich dzieł. Niemniej w Księżycowym Mieście wszystko jest na swoim miejscu, wszystko pasuje, świat został wykreowany w sposób idealny i wyczerpujący. Ta książka jest w stanie zadowolić gusta nawet najwybredniejszego czytelnika powieści fantastycznych.

wtorek, 12 maja 2020

Uciekaj, ukryj się, walcz - April Henry

 
Autor: April Henry
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka

Opis

 Trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej strony thriller, w którym grupa młodych ludzi staje oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem i musi zdać najtrudniejszy w życiu egzamin z odwagi, pomysłowości, sprytu i poświęcenia. W ogromnym centrum handlowym w Portland wybucha strzelanina. Jest wiele ofiar śmiertelnych. Sześcioro nastolatków dostaje się w pułapkę: żeby ocalić życie muszą uciekać, kryć się… i walczyć. Kiedy alternatywą jest pewna śmierć, nawet najbardziej desperackie rozwiązania nagle wydają się proste i oczywiste – ale to wcale nie oznacza, ze decyzje, które trzeba podjąć, by ocalić nie tylko własne życie, stają się choćby odrobinę łatwiejsze.

Walka o przetrwanie

Po przeczytaniu kilku książek dla młodzieży, tych rozleniwiających, zabawnych i lekkich, zapragnęłam sięgnąć po coś cięższego, wymagającego. Nie chciałam jednak czytać dzieł naukowych, poradników, czy innych, podobnych tomów. Skusiłam się na tegoroczną, wiosenną nowość od wydawnictwa Akurat, która już w momencie pojawienia się w zapowiedziach niesamowicie mnie zainteresowała. O autorce nie słyszałam, chociaż jak zdążyłam się dowiedzieć, jest ona twórczynią sporej ilości dzieł. Miałam więc tą świadomość, że nie sięgam po książkę debiutanta, a osoby, która siedzi w temacie i wie, jak wszystko fajnie rozegrać, by koniec końców zaciekawić czytelnika. 
Cóż, wymagająca nie jestem, jeśli chodzi o thrillery, kryminały, czy wszelakiego rodzaju dreszczowce. Ma być akcja, minimum roztkliwiania się nad życiem uczuciowym bohaterów itp. Jak było w rzeczywistości? Czy Uciekaj, ukryj się, walcz to książka, którą będę wam mogła polecić. Cóż... zacznijmy od początku, czyli od delikatnego zarysowania fabuły. 

Nic nie wskazywało na to, by wizyta w centrum handlowym była dla kogokolwiek niebezpieczna. Ot, zwyczajne zakupy, pogaduchy ze znajomymi przy kawie. Jednak siedemnastoletnia Miranda najpewniej do końca życia nie zapomni tego dźwięku... dźwięku wystrzału i to nie jednego. W centrum handlowym w Portland wybucha strzelanina. Ofiar jest dużo, wszyscy są niesamowicie przerażeni, biegają, krzyczą, a strzelający nie przestają posyłać kul na oślep. Co ma w takiej sytuacji zrobić Miranda i reszta jej paczki? Chronić się w zakamarkach, szaleńczo uciekać wraz z innymi przestraszonymi, czy walczyć z przeciwnikiem? Rozpoczyna się walka o przetrwanie. Uniknięcie śmierci będzie niezwykle trudne. Przeciwnik nie odpuszcza, a i sama główna bohaterka, Miranda, skrywa mroczną tajemnicę. 

Technicznie

Rzut oka na okładkę - pasuje do klimatu powieści, ale też jakoś specjalnie się nie wyróżnia. Nie wiem, czy zwróciłabym uwagę na książkę w momencie zakupów w księgarni, czy przeglądania półek w bibliotece. Naturalnie najważniejsza jest zawartość, która przecież ciekawi nas najbardziej. Opis na okładce sporo zdradzał, pierwsze strony też wiele wyjaśniały, więc byłam bardzo ciekawa jak to wszystko się koniec końców rozwinie, czy przypadnie mi do gustu na tyle, że przebrnę przez te ponad trzysta stron. Cóż, bez wpadek się nie obeszło, jednakże książkę czytało mi się dobrze i byłam nią zainteresowana praktycznie do momentu zakończenia. Nie jest to jakaś wybitna powieść, która pozostanie w waszej głowie na długi czas. Ot, jest to kolejne dzieło do przeczytania w nudny dzień, czy wieczór. 

Tak jak wspominałam, akcja jest i ma się naprawdę dobrze. Szybko uciekają nam kolejne strony i ani się nie obejrzymy, a już mamy zakończenie. To akurat niespecjalnie mnie zaskoczyło, ale też nie rozczarowało na maksa. Autorka posługuje się językiem prostym, dla mnie bez zarzutu. Natomiast strasznie, ale to strasznie przeszkadzali mi bohaterowie. Byli... totalnie bezbarwni, nijacy, bez polotu, pomysłu. Żadna postać nie trafiła do mojego serca z żadną nie chciałabym się spotkać po raz kolejny. Główna bohaterka, to nastolatka, która błądzi jak dziecko we mgle. Tak samo terroryści, którzy zostali nakreśleni jako głupawi atakujący. Szkoda, bo potencjał był tutaj ogromny, lecz zdecydowanie przez April Henry nie wykorzystany. Mogłabym przeboleć takie niedociągnięcia u debiutantów, ale u takich zaawansowanych autorów to wiecie... 

Podsumowując

Książka Uciekaj, ukryj się, walcz chociaż nie pozbawiona wad, dała mi do myślenia. Tak sobie gdybałam, co by było gdyby coś takiego przytrafiło się mnie i moim znajomym, rodzinie. Jak byśmy się zachowali w obliczu tak potwornego niebezpieczeństwa, czy sama stanęłabym do walki, uciekała, czy kryła się niczym mysz? Temat trudny, aczkolwiek tutaj nie wykorzystany w stu procentach. Autorka nie postarała się pod względem dopracowania swoich bohaterów, ale na szczęście nie poskąpiła nam wartkiej akcji. Dlatego jeśli lubicie książki w których non stop coś się dzieje, nie zależy wam na znalezieniu literackiego przyjaciela, macie ochotę na thriller, to niniejsza lektura będzie idealną propozycją. Ja sama z ciekawości sięgnę po pozostałe dzieła April Henry. 

niedziela, 10 maja 2020

Pan Widmowej Wyspy. Smocza Straż - Brandon Mull [przedpremierowo]

Książka Smocza Straż. Pan Widmowej Wyspy. Tom 3 Brandon Mull 
Cykl/Seria: Smocza Straż #3
Autor: Brandon Mull
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 496
Oprawa: miękka

Opis

Seth Sorenson został pozbawiony wszelkich wspomnień. Nie wie, kim jest i komu może zaufać. Zmanipulowany doprowadza do zniszczenia tego, co przysiągł chronić. Przed jego siostrą Kendrą niełatwe zadanie – szukając brata, toczy walkę z ciemnymi mocami.
Czy zgodnie z życzeniem smoczego króla Celebranta nastąpi nowa, wieczna era smoków? Czy Seth i Kendra zdołają się odnaleźć i wspólnie pokonać mroczne siły?
To nie będzie trudne. Wasza teleportacja do świata magii uda się natychmiast. Wiecie dlaczego? Ponieważ macie najwspanialszą wyobraźnię, jaką znam. Podobną ma On, Brandon, który czeka na Was za plecami Smoczej Straży. To właśnie tam, na styku światów, rozegra się interesująca historia, której ważną częścią staniesz się Ty. Odwagi!
Pamiętaj, byś nie musiał poświęcić własnej tożsamości. Tak jak Seth. Polubisz go na pewno. Bo to on pierwszy odnalazł odpowiedź na pytanie:
Dlaczego ktoś, kto niesie światło, zaczyna szukać cienia?

Poświęcenie i ciągła walka...

Jej, ależ się ucieszyłam w momencie, gdy doszły mnie słuchy na temat kolejnego tomu cyklu Smocza Straż. Kto zna Baśniobór, kto namiętnie czyta książki Brandona Mulla ten doskonale wie, iż pojawienie się nowego dzieła z pewnością nie przyniesie jakichkolwiek rozczarowań. Chciałabym i to bardzo, by na rynku wydawniczym pojawiało się więcej tak dobrych, tak przyjemnych książek fantasy dla młodzieży i w sumie nie tylko. Mam wrażenie, iż autor ciągle utrzymuje wysoki poziom, nie ma słabszych momentów i po jego książki dosłownie można sięgać w ciemno. Pamiętam swój początek z Baśnioborem, który koniec końców przerodził się w prawdziwą miłość. Jako fanka serii, fanka autora, nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności i nie sięgnąć po Pana Widmowej Wyspy. Jest to już trzeci tom, który w księgarniach pojawi się za kilka dni. Gniew Króla Smoków zakończył się jak dla mnie w najciekawszym momencie, więc nie mogłam się doczekać kolejnej części. 

Seth nadal przebywa w Podziemnej Dziedzinie, a przebiegły Ronodin, karmi chłopca kolejnymi, paskudnymi kłamstwami. Śmie nazywać się jego mentorem, co tak dalekie jest od prawdy. Seth nie wie kim jest, co się z nim dzieje. Nie ma żadnych wspomnień, a tym samym żadnego punktu zaczepienia. Jednak nasz bohater jest bardzo silny i w głębi ducha czuje, że coś tutaj nie gra...
Natomiast dzielna Kendra uparcie poszukuje brata. Nie jest to jednak jedyny problem dziewczyny. Musi ona pokonać jeszcze Celebranta, który pragnie przywrócić wieczną erę smoków. Nad głowami naszych bohaterów zbierają się ciemne chmury. Rozpoczyna się kolejne starcie. Czy tym razem dobro zwycięży? Czy rodzeństwo wreszcie będzie razem?

Technicznie

Ach, cóż to były za emocje. Praktycznie już od pierwszych stron zostałam dosłownie porwana w wir wydarzeń. W sumie wiedziałam, że nie zostanę nieprzyjemnie zaskoczona, że przeżyję rozczarowanie. Niemniej, zawsze przed sięgnięciem po kontynuację ulubionej serii, jakiś wewnętrzny, zły duszek podpowiada zupełnie inaczej. Myślę, ze już pierwsze strony rozwiały wszelakie wątpliwości i domysły. Książka Pan Widmowej Wyspy według mnie totalnie nie odstaje od reszty. Akcja już od pierwszych stron gna i nie mamy nawet czasu na chwilkę wytchnienia. Ciekawe dialogi, odpowiednia ilość opisów, wyraziści bohaterowie - ja do szczęścia nie potrzebuję niczego więcej.

To właśnie dzięki tak fajnym, tak świetnie zaprezentowanym bohaterom, człowiek ma ochotę sięgać po kolejne tomy. W tej części znów rządzi Seth. Według mnie jest to osobistość, której nie da się nie lubić. Mądry, ale nie przemądrzały, odważny, roztropny, a jednocześnie nieco szalony, zabawny i czasem zbyt roztargniony ;) Widać jednak, że nieco wydoroślał, chociaż pod tym względem Kendry nie przebije. Dziewczyna znów czaruje... Jest mega odważna, rozważna, a jednocześnie bardzo czuła i opiekuńcza. Ta dwójka skradnie wasze serducha - mogę wam to zagwarantować!

Podsumowując

Cudowna, lekka, a jednocześnie mądra i znakomicie skonstruowana książka dla czytelnika w każdym wieku. Nie sugerujcie się tutaj określeniem "literatura dla młodzieży". Jeśli chcecie mieć odskocznię od szarej, nudnej i często smutnej codzienności, macie wielką ochotę na szaloną, magiczną przygodę w towarzystwie sympatycznych bohaterów, to Pan Widmowej Wyspy jest lekturą idealną. Oczywiście najpierw musicie zapoznać się dwoma poprzednimi tomami. Polecam też serię Baśniobór - Smocza Straż to kontynuacja tamtego cyklu. 

wtorek, 5 maja 2020

Katalog motyli - Izabela Knyżewska

 
Tytuł: Katalog motyli
Autor: Izabela Knyżewska
Liczba stron: 350
Oprawa: miękka

Opis

 W warszawskiej dzielnicy willowej ginie Krzysztof Brzeski – młody, dobrze sytuowany mężczyzna. Jego luksusowe życie wypełnione podróżami, zabawą i beztroską skończyło się w chwili, gdy kobieta, którą najwyraźniej znał, zatopiła w jego ciele nóż.
Komisarz Adam Smygalski wraz z aspirantką, Niną Jurską, podejmuje żmudne śledztwo, w którym nic nie jest oczywiste. Wkrótce okaże się, że pozory mylą, obiecujące tropy prowadzą donikąd, a przeciwnikiem jest nieprzeciętnie inteligentna kobieta, która zaplanowała zbrodnię doskonałą.

Kto zabił? Kto jest winny? 

U mnie z czytaniem kryminałów bywa różnie. Raz sięgam po nie non stop, wybieram w bibliotece co rusz nowe kąski, a czasem zwyczajnie, nie mam ochoty rzucać się na podobne dzieła. Mam oczywiście swoich ulubieńców, jeśli chodzi o autorów kryminałów, więc też z niepewnością i dystansem podchodzę do lektury książek pisanych przez debiutantów. Jednak uważam również, że każde dzieło powinno dostać szansę, by się "pokazać" i zaprezentować z jak najlepszej strony. Dlatego też sięgnęłam po Katalog motyli - książkę będącą literackim debiutem Izabeli Knyżewskiej. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, nie byłam jakoś pozytywnie nastawiona do niniejszego dzieła, lecz koniec końców przeczytałam i dziś mogę wam zdradzić w tym temacie coś więcej. Więc, nie taki diabeł straszny ;) Myślę, że było warto przeczytać coś takiego, chociaż autorka nie uniknęła wtop. Jednak nie możemy przesadzać, gdyż dopiero debiutuje. Ja jestem wyrozumiałą istotą :)

Komisarz Adam Smygalski wraz aspirantką Niną muszą rozwikłać nieźle pokręconą sprawę. Dotyczy ona Krzysztofa, który zakończył marnie. Faceta znaleziono w jego mieszkaniu z poderżniętym gardłem i dziurą w brzuchu. Wszystko wskazuje na to, że za zbrodnią stoi żona Krzysztofa, Alicja. Niestety kobieta zwiewa, a policja musi ją znaleźć, by wszystko stało się jasne. Cóż, poszukiwania Alicji przynoszą dodatkowe "korzyści". Na jaw wychodzą kolejne tajemnice rodziny. Dowiadujemy się między innymi, że Krzysztof wcale nie był idealnym facetem. Miał sporo kochanek i niejedno przewinienie za uszami. Rozpoczyna się więc gorączkowe poszukiwanie Alicji. Czy Smygalski i jego asystentka dadzą sobie radę? Co odkryją? Kto zabił? Tych pytań jest naprawdę sporo...  

Technicznie

Ja na kryminałach niekoniecznie się znam, więc napiszę wam jak to widzę ze swojej strony, bez jakiejś dogłębnej analizy. Książka jest naprawdę ciekawa i zajmująca. Spędziłam przy niej dwa wieczory i były to udane chwile w towarzystwie książki. Wiadomo, nie jest to spełnienie moich marzeń, lektura idealna do której będę powracała wielokrotnie. Aczkolwiek tak jak wam wspominałam, nie należę do fanów gatunku. 

W przypadku Katalogu motyli bardzo szybko domyśliłam się kto jest winny, kto zabił. Niemniej, czytałam dalej i jakoś nie czułam się wszystkim zniesmaczona. Wiadomo, brakuje tutaj dopracowania, przykładowo, jeśli chodzi o faktyczną pracę policji podczas takich śledztw. Mam wrażenie, że autorka nie konsultowała się zbytnio z odpowiednimi osobami, by nadać swojej książce odpowiedniego realizmu. Dobra, nie będę już dramatyzować. Znawcą nie jestem, ale mam nadzieję, że autorka dopracuje swoje książki pod kątem normalności, bo miejscami bywa tutaj zbyt fantastycznie, a nawet nieco... śmiesznie.

Podsumowując

Katalog motyli to całkiem udany debiut, chociaż nie pozbawiony wad. Jednak kiedy już przełkniemy te niedociągnięcia, zaakceptujemy je, to ukaże nam się świetna w odbiorze książka, która wciąga, zaciekawia i co tu dużo ukrywać, może zrelaksować. Wiem, wiem, że kryminały to raczej do chillu nie zawsze się nadają, lecz Katalog motyli nie zmęczy was na tyle, byście nad taką lekturą szybko zasnęli. Akcja jest fajnie rozwinięta, są też ciekawi bohaterowie. No, dobra, może głównie jeden, a mianowicie komisarz Adam. Aspirantka? Dla mnie totalna katastrofa, nie przekonała mnie od samego początku i nie zmieniłam zdania na jej temat do ostatniej kartki. 
Komu polecam książkę? No, może debiutującym miłośnikom kryminałów, bo ci starsi wyjadacze mogą tutaj kręcić nosem. Na majowe wieczory to dobra opcja, tak w ramach odskoczni od codzienności.